poniedziałek, 17 czerwca 2013

1. Nie wszystko złoto, co się świeci.



Tym razem wyjaśnię na początku: Renji z pewnych przyczyn udaje kobietę. Ale nie pisałam o nim "ona, jej, itd" tylko używałam "on, jego, go, itp". (Zepsułam niespodziankę? *_*)
-------------------------------------------------------------------------------------------------

Był już zmęczony tym wszystkim. Ciążyła na nim wieka odpowiedzialność, która coraz bardziej go przytłaczała. Obowiązki się mnożyły, spotkania z innymi ważnymi przedstawicielami szlachty nie miały końca, na biurku leżał stos kartek, które i tak nic nie znaczyły. Skoro w praktyce pokój był tylko na papierze, a walki, bunty oraz rebelie wciąż wzrastały. Odkąd pamiętał był wychowywany według żelaznych zasad rodziny, których złamanie kończyło się jakąś kara. Przestrzegał ich, ciężko pracował i w rezultacie objął stanowisko głowy rodziny. Nie wiedział czy stało się tak z jego własnej woli czy po prostu posłusznie robił to, co mu kazano. Od chwili, gdy staną na najwyższym szczeblu prawo stało się jego ojcem, a kara za nieprzestrzeganie go, matką. Musiał być silny, nieugięty. Nie mógł pozwolić sobie na wahanie czy litość. Był tarczą prawą i przykładem dla innych obywateli. Jednak dzisiejszego wieczoru odrzucił to. Chwałę, pozycje, pieniądze. Nie potrzebował tego gówna. Wszystko, co go otaczało było mu zbędne. Kiedy to zrozumiał poczuł się niezwykle samotny. Pustka wypełniła jego serce. Mimo, że powinien być teraz przy niej wybrał samotny spacer. Doprowadził on go do miejsca, o którym nawet nie pozwalano mu pomyśleć. Głośna i zatłoczona dzielnica Kabuki, ta, która nigdy nie śpi. Na końcu ulicy stał jeden wyróżniający się budynek ogrodzony murem, do którego prowadziła tylko jedna brama. Był lekko zniszczony ale to nadawało mu oryginalny wygląd. Jednak w oczy rzucał się balkon, przy którym rosły wiśniowe drzewa. Jednak o tej godzinie było już chłodno, dlatego nikt tam nie siedział. Nad drzwiami widniał szyld z napisem "paradise". Nie wahał się. Wszedł do środka. Zdziwione spojrzenia, szepty, wiele nieprzyzwoitych scen. Przeszedł zaledwie kawałek korytarza a już zobaczył typową atmosferę dla domu publicznego. Nie powinien się dziwić, bo w końcu to właśnie takie miejsce. Miejsce, w którym płacisz za chwile rozkoszy, która daje całkowicie bezpodstawne i iluzoryczne złudzenie szczęścia, które w każdej chwili może się dramatycznie posypać. Do szefa lokalu już dotarły wieści o wyjątkowym gościu, dlatego wyszedł osobiście go powitać. Oczywiście było to spowodowane możliwością dużego utargu i ewentualnie uzyskania jakichś rekomendacji dla innych ważnych osobistości. Po załatwieniu formalności szef prowadził gościa w stronę pokoju. Kiedy dotarli na miejsce wskazał mu drzwi i życzył miłej zabawy po czym odszedł ciesząc się z dużego zarobku. Byakuya wszedł do środka i zamkną drzwi. Pomieszczenie było oświetlone przez cztery lampy w kontach pokoju. Przy jednej leżała rozłożona mata. Na środku znajdował się niewielki stolik. Ściany były przyozdobione obrazami, różnymi maskami starożytnych bożków i papierowymi kwiatami. W powietrzu unosił się zapach orientalnych kadzideł, które nadawały temu miejscu tajemniczości. Przy oknie stała postać wyglądającą jak kobieta, jednak było w niej coś co przykuło uwagę szlachcica. Mianowicie długie szkarłatne włosy. Kilka pasm upiętych niewielkim grzebieniem, reszta opadała na ramiona i twarz. Była ubrana w różnobarwne kimono obwiązane czarna kokardą.
- Rozgość się. - powiedział zasłaniająca różowe zasłony - Może sake?
- Nie piję. - odparł Byakuya zajmując miejsce przy stoliku.
- A ja się poczęstuję. - podszedł do szafki, wyciągną butelkę, dwa malutkie talerzyki i usiadł przy stoliku - Chyba nieczęsto bywasz w takich miejscach, prawda?
- Zgadza się
- Więc, co cię tu sprowadza? - nalał na talerzyki trochę alkoholu i podał mu jeden.
- Przyszedłem odpocząć.
- Odpocząć? Tutaj? - zdziwił się - Chyba pomyliłeś budynki. Gorące źródła są ulice dalej.
- Nie miałem dokąd pójść. - spojrzał na przesłonięte okno.
- Nie wydaje mi się żeby ktoś taki jak ty nie miał się gdzie podziać.
- Dlaczego tak uważasz?
- Nosisz kenseikan wiec nie ma wątpliwości, że należysz do klanu Kuchiki.
- Gdzie ja mam głowę. - westchną patrząc na swoje odbicie w lustrze - Przyzwyczaiłem się, że zawsze mam go na głowie i zapomniałem zdjąć jak tu przyszedłem. To pewnie dlatego tutejszy dyrektor był dla mnie bardzo miły.
- A dziwisz się? Mieć kogoś z tak słynnej rodziny za klienta to naprawdę rzadkość. - wypił trochę sake.
- Dlaczego ja tu w ogóle przyszedłem?
- To ja mam wiedzieć, ty... - urwał lekko zmieszany - Właściwie to nie wiem jak mam się do ciebie zwracać.
- Nazywam się Kuchiki Byakuya.
- A niech mnie! - krzyknął ze zdziwienia - To znaczy... nie do wiary! Głowa rodziny tutaj? Kto by pomyślał, że wyglądasz normalnie.
- Przepraszam, że jestem normalny.
- Nie, nie. Nie o to mi chodziło. Z tego, co słyszałam to miałeś być blondynem o zielonych oczach i chodzić w śnieżnobiałej szacie.
- Rozczarowałem cię? - spojrzał mu w oczy co wywołało u niego lekki dreszcz.
- Nie, podobasz mi się. Eee... to znaczy... jest w porządku. - zaczerwienił się.
- Rozumiem. - lekko się uśmiechną.
- Więc gdzie chcesz to zrobić?
- Co takiego?
- Przyszedłeś tu i nie wiesz?! Rany, to jest...
- Nie przyszedłem tu żeby się z kimś przespać.
- Nie?
- Chciałem żeby ktoś mi dotrzymał towarzystwa.
- Skoro tak chcesz towarzystwa to wracaj do żony. - wstał - Myślę, że niepotrzebnie zawracasz mi głowę. - skierował się do wyjścia.
- Zapłacę. - wyciągnął stosik pieniędzy.
- W takim razie chyba mogę zostać. - usiadł przy stole - To o czym chcesz pogadać?
- Chciałbym poznać twoje imię.
- Reira.
- Ładnie.
- Dzięki.
- Masz piękne oczy. Taki widok to rzadkość.
- Hmm? - zachłysnął się napojem - A twoja żona?
- Jest piękna kobietą, ale-
- Małżeństwo z rozsądku, huh? Współczuję.
- Nie powinnaś tyle pić. - rzucił oschle.
- W tym fachu to konieczność. Jedyny przywilej jaki mamy.
- Dlaczego nie odejdziesz?
- Wiesz jak ciężko znaleźć jakąś robotę? Ty nigdy nie musiałeś się o nic martwic wiec skąd mógłbyś wiedzieć! Tacy ludzie jak ty nie maja o nas pojęcia. Gardzicie nami, dla was jesteśmy nic nieznaczącymi robakami, których najchętniej byście się pozbyli! Wszyscy bogacze są tacy sami! Wywyższacie się, kiedy tylko nadejdzie okazja, udajecie dobrych a tak naprawdę macie nas gdzieś! To wy jesteście śmieciami! - stuknął pięścią w stół.
- Według ciebie każdy bogaty taki jest?
- Przepraszam. - spojrzał na jego jakby zmartwioną twarz - Nie chciałem cię obrazić. Tylko proszę, nic nie mów szefowi. Nie chce wyładować na ulicy.
- Dobrze.
- Dziękuję.
Rozmawiali. Właściwie o wszystkim i o niczym. Każde z nich nie chciało mówić o sobie wiec głównie rozprawiali o polityce czy pozycji w społeczeństwie, co zaraz kończyło się wykładem Reiry na temat hierarchii ludzi. Głownie to ona mówiła a Byakuya słuchał. Czasami cos powiedział, ale zazwyczaj przytakiwał. Sam sobie sie dziwił, że słucha kogoś z taka uwagą. Chłoną niemal każde słowo, które padało z jego pomalowanych czerwoną szminką ust. Jednak jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Reira bardziej przypominała mu doświadczonego przez życie młodzieńca, który stara się przetrwać. Im bardziej o tym myślał tym bardziej wydawało mu się, że przed nim siedzi chłopak przebrany za kobietę, co rozbudziło w nim ogromną ciekawość.
- Cos się stało? - spytała widząc, że coś go trapi.
- Nie, nic. Tylko...
- Co?
- Chciałbym cię zapytać o jedną rzecz.
- O rany! - spojrzał na zegarek na ścianie - Już późno. Miło było cię poznać. - wziął pieniądze - Zapraszamy ponownie.
Chciał otworzyć drzwi jednak został zatrzymany. Byakuya chwycił go za rękę i przyciągnął do siebie. Natychmiast złączył swoje usta z jego w głębokim pocałunku. Po chwili delikatnie odsunął swoją twarz.
- Przy mnie nie musisz udawać. - kawałkiem rękawa starł szminkę z jego ust.
- Od kiedy wiesz?
- Domyślałem się tego odkąd cię zobaczyłem i w dodatku powiedziałeś: "nie chciałem cię obrazić". Ale teraz już jestem pewien.
- Cholera. - odwrócił wzrok - Właśnie dlatego mówiłem, że bogacze są podli. Chcesz z powrotem pieniądze?
- Nie. - sięgnął do kieszeni, wyjął taki sam stosik banknotów i włożył mu w dłoń - Potraktuj to jako bonus.
- Bonus? - spytał lekko przestraszony kiedy Byakuya objął jego twarz dłońmi.
- Chce się z tobą kochać.
Z dłoni chłopaka wyleciały wszystkie banknoty i spadły na ziemię. Był w szoku. Zwykle, kiedy dowiadywano sie, że jest mężczyzną każdy uciekał aż się za nim kurzyło. Przez to ciężko było znaleźć jakiegoś dobrego klienta. Nieliczni zostawali, ale i tak tylko, kiedy naprawdę mocno sie spili. Jednak wtedy też trzeba było udawać. Ale w tym momencie całe pięc lat uczenia się chodzenia na szpilkach, modyfikowania głosu czy usilnych prób zrobienia z siebie kobiety, "bo tak będzie łatwiej", poszło na marne. {Mam nie udawać? Już nawet nie wiem kim jestem.}. Byakuya wziął jego dłoń i ucałował jej spód. Potem nadgarstek. Szybko znalazł się przy szyi i składał na niej pocałunki, co wywołało u chłopaka lekkie podniecenie i zaskoczenie. Jeszcze nikt nie zrobił czegoś takiego. Wszyscy inni czekali tylko żeby sie wypiął. Zapomniał, co to jest gra wstępna, ale czy to, co się teraz dzieje można by tak nazwać?
- Coś nie tak? - spytał Kuchiki kiedy chłopak zacisnął dłonie na jego ramionach.
- To chyba ja powinienem o to spytać. - zwrócił się swoim naturalnym głosem - Wiedząc, że jestem facetem nadal chcesz to zrobić. Nie powinieneś mnie wyzwać od najgorszych i sobie pójść?
- Moje uczucia nie są aż tak płytkie.
- To ci się chwali, ale przecież jesteś...
- Przeszkadza ci to?
- Nie, ale to nie w porządku.
- Zapomnij o tym. Teraz chcę być tylko z tobą.
- Chyba nie mam wyboru. Usiądź tam. - wskazał matę, a kiedy Kuchiki usiadł chłopak zdjął mu keisekan i odłożył na bok - Domyślam się, że to twój pierwszy raz z innym mężczyzna więc pozwól, że ja się wszystkim zajmę. Broń Boże nie traktuję cię jak jakiegoś amatora. ... - dodał widząc groźny wzrok Byakuyi.
- Mogę cię jeszcze tylko zapytać o jedną rzecz?
- Jaką? - rozwiązał kokardę, zrzucił z siebie kimono i uklękną przed nim.
- Jak brzmi twoje prawdziwe imię?
- Czy to ważne?
- Ja naprawdę... - Kuchiki złapał go za podbródek i przyciągną do siebie - ...chciałbym wiedzieć.
- Ren... - odwrócił wzrok - Renji.
- Renji. - powtórzył i pocałował go.
Kiedy ich usta wzajemnie się dotykały chłopak uświadomił sobie, że dzisiaj złamał pewną zasadę. "Nigdy nie całuj klienta w usta." To zawsze źle się kończyło. Sam nawet był świadkiem kilku wydarzeń spowodowanych nie przestrzeganiem tego. Zwykle takie osoby miały złamane serce, jakby to była jakaś klątwa. Przecież jeden pocałunek nie może sprawić, że się w kimś zakochasz, prawda? Jednak ta osoba, która to wymyśliła chyba miała rację. Coś w tym było. Ale czy to ważne? Czerwonowłosy odsłonił klatkę piersiowa Byakuyi i zajął się lewym sutkiem. Najpierw delikatnie, spokojnie, tylko czubkiem języka zataczał kręgi by za jakiś czas zassać sie mocniej. Zaczął schodzić w dół. Całował jego ciało dochodząc do krocza. Wtedy poczuł dłoń na swoim policzku.
- Renji.
- Hmm? - podniósł głowę i ujrzał przebite spojrzenie.
- Przestańmy.
- Nie chcesz?
- Chciałem i nadal chcę, ale... czuje, że w ten sposób cię wykorzystuję.
- Daj spokój. Już dawno przestałem się przejmować takimi rzeczami.
- Nie powinno ci być to obojętne.
- Może i tak. - odwrócił wzrok przypominając sobie chwilę gdy postanowił porzucić swoją godność i zostać prostytutką.
- Renji... - nagle Kuchiki przyciągnął go do siebie i mocno przytulił - ...wysłuchasz mnie do końca?
- Płacisz, wymagasz. - przyległ do jego klatki piersiowej.
Byakuya okrył go jego kimonem i trzymał w ramionach póki nie zasnął.


Jak zwykle pobudka była o ósmej. Rutynowe czynności. Poranna toaleta, kimono, ładna fryzura, odpowiedni makijaż i jakiś perfumy. Taki był mój rytm dnia. Praca zaczynała sie kiedy tylko otworzyłem oczy a kończyła gdy poszedłem spać. Praktycznie byłem prostytutką przez 16 godzin. Nie miałem swojego życia, przyjaciół, rodziny, nikogo. Jedyne, co potrafiłem robić to zarabiać na siebie własnym ciałem. Ale i tak prawie cała kasa szła dla szefa, który myślał tylko o wzbogaceniu się i panienkach. Jednak dzisiaj miał dobry humor, bo ostatni klient był bardzo zadowolony z jego lokalu, a konkretnie z moich usług, więc przeniósł mnie na wyższe piętro. Do czego to doszło już w tym kraju, kiedy nawet prostytutki awansują. Może nie jest źle, ale dobrze też nie. Od teraz miałem obsługiwać tylko elitę, ale jakoś nie chciałem opuszczać tego pokoju. Pozwolono mi tu zostać jeszcze kilka dni. Sam nie wiem, dlaczego o to poprosiłem. Może mam nadzieje, że przyjdzie po swój kenseikan. Zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem go tuż po obudzeniu przy macie, na której spałem. Specjalnie go zostawił czy może po prostu zapomniał? Spotkałem się z takim powiedzeniem: "jeśli ktoś coś u ciebie zostawi, znaczy że wróci po to". Założę się, że on ma tysiące kompletów tej ceramiki, więc, po co miałby tu przychodzić. Chyba najwyższy czas wrócić do rzeczywistości. Dzisiaj mamy wyjątkowo piękną pogodę. Świeci słońce. Niebo jest nadzwyczaj błękitne. Skoro mam jeszcze trochę czasu do otwarcia pójdę na balkon. Wziąłem tylko jedną rzecz, wyszedłem z pokoju i zamknąłem go na klucz. Na korytarzu spotkałem kilka moich koleżanek. Oczywiście nie miały pojęcia, że jestem facetem. Właściwie to wiedział tylko szef i może kilka klientów, z którymi byłem, ale to szczegół. Nazywając je koleżankami trochę przesadzam. Głównie to były relacje typu "musimy sobie pomagać nawzajem, bo inaczej zginiemy". Czasami pożyczałyśmy sobie pieniądze czy zastępowałyśmy siebie, gdy któraś z nas nie była w stanie pracować. Traktowały mnie jak kobietę z płaskim biustem. Raczej mi to nie przeszkadzało, bo przebywając z nimi mogłem stać się bardziej dziewczęcy czy coś w tym rodzaju. Chwilę rozmawialiśmy. Głównie wypytywały o mojego wczorajszego klienta ale na pytaniu "kim był ten przystojniak?" nasza rozmowa się skończyła. Z resztą nie uwierzę, że nie wiedziały. Pięć minut później znalazłem się na balkonie gdzie było jeszcze kilka kobiet. Ja usiadłem tam gdzie zwykle. Oparłem łokieć o barierkę. Za każdym razem, kiedy patrzyłem na te piękne drzewa, które rosły tuż obok czułem spokój. Były one swego rodzaju nadzieja na nadejście lepszego jutra. Zamknąłem oczy. Ciepły wiatr muskał moją twarz, niosąc ze sobą śpiew ptaków. {Chciałbym cię zobaczyć}. Nie wiem czy to sprawka Boga, ale jak za dotknięciem magicznej różdżki moje życzenie zostało spełnione.
- Czy dotrzymasz mi towarzystwa, moja pani?
Kiedy otworzyłem oczy nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę on.
- Przyszedłeś! - krzyknąłem, co wywołało zwrócenie na mnie uwagi przez obecnych i moje lekkie zawstydzenie.
- Mogę cię porwać na chwilę? - spytał lekko sie uśmiechając.
- Jasne.
- Pozwolisz? - wyciągnął ręce.
Usiadłem na barierce odwrócony w jego stronę. On złapał mnie za biodra i postawił na ziemi. Oczywiście nie obeszło się bez zdziwionych spojrzeń ludzi wokół. Można powiedzieć, że wyglądałem jak księżniczka, która spotkała swojego wybawiciela. Ale życie to nie bajka. Wziąłem go pod rękę i oboje skierowaliśmy się w ciche miejsce gdzie mogła przebywać tylko elita wraz ze swoimi wybrankami. Był to niewielki teren wyłożony trawnikiem, na środku stała fontanna, prawie wszędzie rosły wiśniowe drzewa, pod którymi stały ławki. Aż dziw brał człowieka, że coś takiego znajduje sie za burdelem. Właściciel stwierdził, że im więcej wygód masz tym więcej zarabiasz i kiedy się dorobił pozmieniał różne rzeczy. Można powiedzieć, że dzięki temu zaczęło nas odwiedzać więcej urzędników i innych bogaczy. Większość ludzi nazywała to miejsce "temptation park" .
- Zostawiłeś to. - powiedziałem kiedy oboje usiedliśmy na ławce a ja wyciągnąłem kenseikan - Zrobiłeś to specjalnie?
- Nie zaprzeczę. - wziął go - Ale cieszę się, że go nie zniszczyłeś.
- Za kogo ty mnie masz?! - uniosłem się ale zostałem uciszony szybkim pocałunkiem - Nie możesz tak robić!
- Dlaczego?
- Ludzie patrzą.
- Niech patrzą.
- Poza tym masz szminkę na ustach. - wyjąłem chustkę i zacząłem je wycierać - Coś sie stało, prawda?
- Czemu tak uważasz?
- Nie jesteś typem osoby, która chodzi dwa razy w to samo miejsce jeżeli nie ma powodu.
- Wiesz... moja żona... - spuścił wzrok - ...dzisiaj był jej pogrzeb.
- Jak to? To znaczy, przykro mi.
- To nie twoja wina. Ja nie byłem przy niej kiedy mnie potrzebowała. Nawet teraz...
- Zamiasttam być włóczysz się po burdelach, tak?
- Uważasz, że jestem bezduszny?
- Nie mam prawa cię osądzać. Sam nie jestem lepszy. - położyłem swoją dłoń na jego - Nie powinieneś tutaj przychodzić. Tak będzie lepiej.
- Lepiej, mówisz...
- Pamiętasz co mi wczoraj powiedziałeś? "Jeśli ja nie będę przestrzegał prawa, to kto będzie?" Tu masz odpowiedź na wszystkie twoje pytania.
- Jednak słuchałeś.
- Oczywiście, jak w mordę strzelił! - odwrócił głowę w bok jakby się obraził.
- Takie zachowanie nie przystoi pięknej damie.
- Nie żartuj ze mnie.
- Co mam zrobić?
- Myślę, że powinieneś wrócić do domu.
- A czy nie wróciłbyś razem ze mną, Renji?
- Że jak?! - prawie spadł z ławki.
- Chciałbym cię stąd zabrać. Co robisz? - spytał gdy chłopak przyłożył dłoń do jego czoła.
- Sprawdzam czy nie masz gorączki.
- Chodźmy. - wziął go za rękę.
- Ej, chwila! Czekaj! - krzyczał ciągnięty przez Byakuyę - Poczekaj! Zatrzymaj się! Powiedziałem stój!!! - gwałtownie się zatrzymał tym samym zmuszając szlachcica do odwrócenia się w swoją stronę - Co ty wyprawiasz?
- Powinieneś być mi wdzięczny. Przecież dużo ci zapłaciłem.
- Zrobiłeś to bo myślałeś że padnę ci do stóp?
- Nie narzekaj i rób co mówię. - spojrzał zimnym wzrokiem - W końcu jesteś tylko zwykłą... - urwał bo został spoliczkowany.
- Ty... Dlaczego właśnie ty musiałeś to powiedzieć? - zacisnął pięści - Większość kasy poszła dla szefa, ale ja nie wydałem ani grosza! Jeśli chcesz to będę harował i zwrócę ci wszystko... więc czemu...
- Renji... - zaczął gdy dotarło do niego co zrobił.
- Nie chcę cię więcej widzieć!!! - krzyknął najgłośniej jak potrafił.
Zaczął biec w stronę lokalu. Nie patrzył na nic, po prostu biegł. Trącał przechodniów, co w większości kończyło się jakimś wulgaryzmem lub groźbami. Chwilę później był już na schodach do budynku. Pędem wbiegł po nich ale potkną się i zostawił klapek na schodku. Chciał jak najszybciej dostać się do swojego pokoju dlatego nie zawracał sobie tym głowy. Wpadł przez drzwi, na korytarzu się jeszcze raz potkną i mało co nie wpadł na wózek z detergentami woźnego. W końcu dotarł do pokoju. Usiadł przy ścianie i schował głowę w kolanach. {Przyjdź i przeproś. Wtedy ci wybaczę. Wybaczę i pójdę gdzie zechcesz. Tylko przyjdź! Proszę, przyjdź!!!}.
- Reira, ktoś do ciebie! - usłyszał i bez wahania oraz z nadzieją w sercu poderwał się i otworzył drzwi.
- Byakuya- sa... ma. - przerażony zrobił krok do tyłu.
- Yo, dawnośmy się nie widzieli, prawda?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz