poniedziałek, 17 czerwca 2013
3. Cena przysięgi.
-Zostaw ją. - rozkazał chłodnym tonem chłopak rzucając groźne spojrzenie.
-A kim ty, kurwa, jesteś, żeby mi rozkazywać?
-A co cię to obchodzi? - pomaranczowowłosy nie szukał zaczepki. Po prostu nie mógł patrzeć na to, co ten drań robi. - Puść ją.
-Malutki, nie powinieneś wtrącać się w sprawy dorosłych.
-Malutki to ty masz mózg. - zrewanżował mu się Ichigo - A teraz idź stąd.
-Ty cholerny... - uwolnił swoją rękę z uścisku chłopaka i zamierzył się na niego pięścią.
-Przestań! - krzyknęła dziewczyna i w jej oczach stanęły łzy - Proszę, przestań.
-Stul pysk, ty...
-Grimmjow, co ty wyprawiasz?! - krzyknął blondyn, który nie był w najlepszym nastroju.
-Nie widzisz?
-Tyle razy ci mówiłem, żebyś dał sobie spokój. Czy ty nigdy nie słuchasz?
-Odpieprz się ode mnie.
-W każdym razie... - spojrzał na Ichigo, potem na dziewczynę, żeby upewnić się czy żadnemu z nich nic się nie stało, a że wszystko wydawało się w porządku wrócił do swoich obowiązków - Grimmjow, jesteś potrzebny. Chodź ze mną. - niebieskowłosy ruszył za Izuru, ale gwałtownie przystanął i odkręcił się w stronę Ichigo.
-Ej ty! - krzyknął i chłopak zwrócił ku niemu swoją głowę - Nazywam się Grimmjow Jeagerjaquez. Zapamiętaj lepiej. Bo kiedy następnym razem się spotkamy będzie ono ostatnią rzeczą, jaką usłyszysz. - rzucił mu groźne spojrzenie i razem z Kirą odeszli.
-Nic ci nie jest? - spytał Kurosaki, widząc jak po policzkach dziewczyny spływają łzy.
-Wszystko w porządku. - zaczęła ocierać twarz zmuszając się do uśmiechu.
-Naprawdę? - Ichigo widział, że zdecydowanie nie było w porządku, więc nie rozumiał dlaczego skłamała.
-Naprawdę nic mi nie jest. - powiedziała spokojnie, po czym jak gdyby nigdy nic odeszła. Chłopak patrzył na jej oddalającą się postać i po chwili krzyknął. - Czekaj! Zgubiłaś... - podbiegł w miejsce gdzie przed chwilą była i kucnął podnosząc błękitną spinkę - ...to. - podniósł głowę, ale nikogo już nie było na korytarzu. Chłopak westchnął. Przybył mu kolejny problem. Ale co miał zrobić? Oczywiście poszedł szukać nieznajomej w celu oddania jej własności. Nawet nie wiedział, od których drzwi ma zacząć. Wszystkie wyglądały tak samo. Poza tym jakoś nie uśmiechało mu się przeszukiwanie burdelu. Bo jeszcze trafi na coś, czego widzieć nie chce. Mimo wszystko postanowił kogoś spytać. Jednakże to piętro było opustoszałe, dlatego postanowił zejść na parter. Na dole usłyszał czyjeś krzyki i wyzwiska. Nie zdziwiło go to, bo w takim miejscu to pewnie normalne. Idąc korytarzem zastanawiał się, co dalej. Z zamyślenia wyrwała go butelka roztrzaskująca się obok niego na ścianie, zostawiając plamę po alkoholu. Spojrzał w stronę pomieszczenia, z którego wyleciała i wcale nie był zaskoczony. Wręcz przeciwnie. Od razu wiedział, że to jakaś bójka. Jednak nie była ona zwyczajna. Bardziej pasowałoby określenie jednostronna. Tym widokiem był już zdziwiony. Jeden koleś tłukł wielkiego opalonego mężczyznę w brzuch, a ten ani drgnął.
-Ty... - uderzył go mocniej - Niech cię...
-Powiedz dobranoc, Sa-do-kun. - odezwał się głos. Yasutora odwrócił głowę i zobaczył gościa trzymającego krzesło w rękach. Myślał, że to koniec, ale napastnik
otrzymał silny cios nogą w twarz. Ten, który przed chwilą okładał go pięściami dostał po mordzie i upadł na ziemię.
-Czemu się nie bronisz, Chado? - spytał zaskoczony chłopak przy okazji przekręcając imię.
-Nazywam się Sado. - wyjaśnił dobitnie.
-To nie jest żart. - stwierdził słysząc tak oschłą odpowiedź - Tym razem było w porządku, bo byłem w pobliżu, ale następnym razem zostaniesz poważnie ranny. -
młodzieniec rozejrzał się po pomieszczeniu i stwierdził, że nikt z tu obecnych nie został ranny, oprócz tych których pobił rzecz jasna - Wyglądasz na diabelnie silnego, więc dlaczego się nie bronisz?
-Nie będę używał pieści w obronie własnej.
-Przecież jesteś ochroniarzem. Czy to nie utrudnia ci pracy?
-Złożyłem przysięgę mojemu... - chciał ująć swój medalion zawieszony na szyi, ale nie było go. W jednej chwili w jego sercu pojawiły się gniew i przerażenie. Nerwowo rozglądał się na boki w poszukiwaniu zguby, aż tu nagle odezwał się głos.
-A co powiesz na to? - mężczyzna, który jeszcze chwilę temu leżał bez ruchu na ziemi, teraz wstał z medalionem w dłoni - Słyszałem, że ta zabaweczka jest
cenniejsza niż twoje życie. Więc jeśli to zniszczę, nie będziesz miał wyboru jak tylko umrzeć. - wyciągnął z kieszeni scyzoryk - Zdychaj! - chciał przebić nim ozdobę,
ale otrzymał silny kopniak w twarz.
-Dzięki. - chłopak uśmiechnął się i wziął medalion z jego ręki.
-Yoko-chin! - krzyknął jeden z pięciu kolesi którzy wpadli do pomieszczenia zwracając na siebie uwagę ludzi.
-Yoko-chin! - powtórzył drugi.
-Co ty robisz?! - krzyknął trzeci widząc jak młody przeszukuje ciało ich szefa i po chwili wyciąga telefon. Chłopak wybrał numer i przyłożył go do ucha.
-Dzień dobry. - powiedział uprzejmie - Chciałbym zamówić karetki. Ile? – wskazał na nich palec i zaczął nim przesuwać - 1... 2... 3... 4... 5.
-Ty... - odezwał się pierwszy i cała piątka rzuciła się na niego.
Ichigo wyrzucił telefon i przybrał pozycję obronną. W czasie, kiedy próbował się bronić 3/4 widzów opuściło pomieszczenia aby nie oberwać. Nic dziwnego skoro
zaczęły łatać w powietrzu kawałki mebli, szkło z rozbitych butelek i krew. Sado doznał szoku. Był ochroniarzem i wiedział, że jego praca być może będzie tak
wyglądała, ale do dej pory nie musiał nikogo przekonywać siłą do wyjścia, dlatego był spokojny. Ale widok chłopaka, który z całych sił stara się chronić coś, co jest dla niego najważniejsze przyprawiał go o zdumienie.
-Co ty na to, Chado? - odezwał się nagle kopiąc jednego kolesia w brzuch - Jesteś ochroniarzem, ale mimo to nie używasz siły dla własnych potrzeb. - drugiego
kopnął w tyłek - W ramach wymiany ja uderzę za ciebie. A ty... - teraz chłopak dostał pięścią w twarz i osunął się na ziemię - ...uderzysz za mnie. - dokończył zamykając oczy. Szarpanina trwała dług i czuł, że nie ma już siły się bronić. W tym momencie uświadomił sobie, że wszczął bójkę w burdelu. Nigdy by nie pomyślał, że zrobi coś takiego. Przecież to do niego niepodobne. Od tak okładać kogoś pięściami. Ale to nie było dla zabicia czasu czy z gniewu. Po prostu chciał obronić kogoś, kto nie chciał nikogo skrzywdzić. To dziwne, ale czuł wewnętrzny spokój. Czuł, że przynajmniej potrafił pomóc jednej osobie. Wtem, rozległ się głośny trzask i mężczyzna, który stał na wprost chłopaka chcąc wymierzyć mu cios, upadł na ziemię. Ichigo otworzył oczy i lekko się uśmiechnął widząc przed sobą Sado.
-Teraz uderzyłem za ciebie. - powiedział i pomógł chłopakowi wstać.
-Chroń siebie, po to żebyś mógł chronić innych, Chado. - podał mu medalion.
-Nazywam się Sado. - wziął go i schował do kieszeni. Ci, którzy zostali w pomieszczeniu byli naprawdę zdumieni, że taki młodzieniec poradził sobie z tyloma
przeciwnikami. Kierując się w stronę wyjścia słyszał okrzyki typu: "Dałeś czadu!" czy "Dobrze, że im pokazałeś". To zwykle krzyczeli mężczyźni, którym tamci już uprzykrzali życie. Natomiast z ust kobiet wydostawało się tylko zdanie typu: "Biedaczek. Niepotrzebnie się wtrącał." lub "Dobrze, że nic mu się nie stało." Ichigo też się cieszył z tego faktu, ale czuł, że nogi same się pod nim uginają. Dlatego poprosił Yasutorę, żeby gdzieś na chwilę usiedli. Ochroniarz już dążył się zapoznać z tym miejscem, wiec zaprowadził chłopaka w jakieś zacisze. Kiedy dotarli posadził go na krześle i usiadł koło niego. Kurosaki wygiął głowę do tyłu opierając ją o ścianę i starając się złapać oddech.
-Wszystko w porządku? - spytał Sado.
-Ten medalion... - chłopak pominął odpowiedź na zadane mu pytanie zważywszy, że była ona oczywista - ...wygląda jak jakiś antyk. To coś cennego?
-Tak. Bardzo cennego. - odpowiedział dumnie - Prawdopodobnie bardziej niż moje życie.
-Więc tamten koleś mówił prawdę. - westchnął - Ale tak na serio. To nie są przelewki, wiesz?
-Wiem. Ale obiecałem. Nie mogę złamać danego słowa.
-Ludzie, gdzieś ty się uchował?
-W Meksyku.
-Serio?
-Nie całkiem. - wyjaśnił - Tak naprawdę urodziłem się na Okinawie. Moi rodzice zmarli, więc pojechałem do abuelo w Meksyku.
-Do abu... Co?
-Do dziadka. - wyjął medalion z kieszeni - Oscar Joaquin de la Rosa. Był dobrym człowiekiem.
-Domyślam się. - Ichigo zamknął oczy i po chwili zasnął.
Otworzył oczy i gwałtownie się podniósł. Nie pamiętał, co mu się śniło, ale musiał mięć jakiś koszmar skoro tak zareagował. W dodatku nie poznawał miejsca, w którym się teraz znalazł. Pomieszczenie było duże, pomalowane na różowo. Podobnego koloru były firanki, które zasłaniały okna. Na ścianach widniały różne obrazy i jakieś ozdoby. Zrozumiał, że jest w czyimś pokoju. Ale on nie wyglądał na miejsce zamieszkania Chado. Dlatego zaczął się troszeczkę niepokoić. Słysząc przekręcaną klamkę odwrócił głowę. Do pokoju weszła młoda dziewczyna. Ta sama, którą uratował przed Grimmjowem.
-Dzięki Bogu. - powiedziała z uśmiechem widząc, że z Ichigo wszystko w porządku.
-Gdzie ja jestem?
-W... - dziewczyna zaczerwieniła się - ...moim pokoju.
-A gdzie Chado?
-Kto? - zdziwiła się.
-No taki wielki koleś z Meksyku. - młodzieniec naprawdę nie wiedział jak ma go opisać, dlatego powiedział pierwsze, co mu przyszło na myśl.
-Masz na myśli Sado-kuna?
-Tak. - potwierdził chłopak - Więc co z nim?
-Sado-kun powinien być w tej chwili u... - urwała ponieważ wolała nie używać tego określenia przy gościu.
-Oberwie mu się za tę bójkę, prawda? - pomyślał, że Yasutora pewnie teraz musi się tłumaczyć, a to nie była jego wina. Dlatego postanowił pójść i wszystko wyjaśnić.
Gwałtownie się poderwał, ale zaraz potem opadł chwytając się za brzuch.
-Nie powinieneś wstawać. - dziewczyna trochę się przestraszyła i pomogła mu położyć się na poduszce.
-Ale Chado...
-Sado-kun sobie poradzi. - zapewniła go. Powiedziała to tak przekonującym tonem, że Ichigo trochę się uspokoił. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Inoue!
-S-Słucham? - spytała zaniepokojona.
-Masz natychmiast przyjść do gabinetu.
-Dobrze. - szybko wstała i nie zważając na chłopaka wybiegła z pokoju. Ichigo pomyślał, że zrobiła to dlatego, alby nikt nie dowiedział się, że tu jest. Jednak nie
mógł pozwolić sobie na leżenie. Za oknem słonce już zachodziło, a to oznaczało, że spędził tu kilka dobrych godzin. Nie mógł pozwolić sobie na zostanie tutaj. Był wdzięczny dziewczynie za to, że pomogła mu i wiedział, że to niegrzecznie tak po prostu wyjść, ale nie miał wyboru. Mimo bólu wstał i skierował się do drzwi, lecz przypominając sobie o jednej rzeczy sięgnął do kieszeni. Wyjął błękitną spinkę i ostrożnie położył ją na poduszce, mając nadzieję, że ozdoba wróci do właścicielki. Nie zwlekając dłużej wyszedł z pomieszczenia. Szedł lekko oświetlonym korytarzem podpierając się jedną ręką o ścianę. Wolałby nikogo nie spotkać, ale o tej porze zaczynał się ruch. Jeśli dobrze policzył minęło go już jakieś dziesięć par. I to na samej górze. To co będzie kiedy zejdzie na dół? Jednakże miał wrażenie, że to piętro jest zarezerwowane tylko dla specjalnych gości, gdyż wszyscy, którzy tędy szli wyglądali na vipów no i w ogóle nie zwracali na niego uwagi. To było mu na rękę, ponieważ wolał nie mieć kolejnych kłopotów. Kiedy dotarł do końca schodów jak na złość usłyszał głosy, które nie były zbyt przyjazne.
-Słyszałem, że właściciel był strasznie poważny. Kazał go złapać i pokazać mu gdzie jego miejsce.
-A dziwisz się? Przecież ten małolat rozwalił nam cały bar. I kto ma za to zapłacić?
Ichigo domyślił się, że może chodzić o niego i wolał nie spotkać się z tymi kolesiami. Rozglądając się na boki nerwowo szukał kryjówki, jednak żadnej nie znalazł.
Ale zobaczył wielki posąg stojący w wgłębieniu ściany. Momentalnie schował się za nim wyczekując dwóch przybyszy. Obaj weszli już na to samo piętro co on.
-Jesteś pewien, że powinniśmy? Wiesz jaki on jest.
-Nie obchodzi mnie to. - powiedział oschle drugi - Ja tylko wykonuję rozkazy.
Chłopak wysunął się lekko za posągu, żeby zobaczyć kim są ci dwaj. Jeden z nich zapukał. Musiał powtórzyć operację, bo nikt nie odpowiadał. W końcu kopnął nogą drzwi, które momentalnie się otworzyły.
-Który sukinsyn przerywa mi zabawę?! - niebieskowłosy mężczyzna wypadł z pokoju jak strzała. Po jego wyglądzie można było poznać co robił. Miał pomiętą koszulę,
obsunięte spodnie, które teraz starał się naciągnąć na tyłek i rozczochrane włosy.
-Jesteś potrzebny.
-Ja pierdolę. O tej porze? - zdziwił się Grimmjow.
-Nie narzekaj tylko się pośpiesz.
-Dajcie mi jeszcze jakieś... - odwrócił się do tyłu i policzył kobiety, które były w jego pokoju - ...piętnaście minut.
-Pojebało cię? - odezwał się Nnoitora - Nie mamy na to czasu.
-A co się stało?
-Jakiś małolat wszczął bójkę i rozpierdolił nam bar.
-Gdzie on jest?
-Nie wiemy i dlatego mamy go poszukać. Podobno kręci się gdzieś tutaj.
W tym momencie Ichigo przełknął ślinę. Był prawie pewny, że chodzi o niego i trochę się przestraszył.
-Jak wygląda? - spytał niebieskowłosy, chcą szybko załatwić tego kolesia, przez którego mu przerwano.
-Jakaś dziwka, która to widziała powiedziała, że miał pomarańczowe włosy. - te dwa ostatnie słowa zmieniły nastawienie Grimmjowa. Teraz bardzo chciał się zająć tą sprawą.
-A więc to ten pieprzony dzieciak! - krzyknął z podekscytowania. Do tej pory spotkał tylko jedną osobę z takim kolorem włosów. - Powinienem się domyślić.
-Znasz go? - zdziwił się Szayel
-Nie. I jak z nim skończę to już nikt go nie pozna.
Jego wypowiedź zabrzmiała naprawdę strasznie. Chłopak pomyślał, że naraził się komuś, komu nie powinien i na pewno tego pożałuje. Jedyne o czym teraz myślał,
to jak się stąd wydostać. Ale to też nie było proste. Zwłaszcza, że utknął. Zaczął się delikatnie szarpać i stwierdził, że kawałek jego ubrania był zahaczony o jakiś
gwóźdź wystający ze ściany. Ciągnął swoją koszulę jednak to nie przynosiło zamierzonego efektu. W końcu jakby na chwilę zapomniał gdzie jest i krzyknął.
-Cholera!
Cała trójka odwróciła się w stronę usłyszanego dźwięku. Chłopak też zrozumiał, co przed chwilą zrobił. Dlatego zastygł w bezruchu, modląc się, żeby nikt tu nie
przyszedł. Jak na złość niepieskowłosy miał bardzo dobry słuch, a że głos wydał mu się bardzo znajmomy zaczął iść w jego kierunku. Ichigo usłyszał zbliżające się kroki. Teraz stojąc miedzy ścianą a posągiem stwierdził, że nie ma szans na jakikolwiek ratunek. Do głowy zaczęły przychodzić mu różne scenariusze. Począł nerwowo myśleć. Cholera! Przecież jak on mnie dorwie to zabije! Już wtedy myślałem, że o nie zginę. Dlaczego akurat mnie musiało to spotkać?! Przyjechałem tutaj, żeby zabrać kumpla, a nie żeby zginąć! Serce Ichigo biło już coraz szybciej. Nie wiedział, co robić. Kroki były coraz wyraźniejsze, a on wciąż tkwił w jednym miejscu.
-Grimmjow, co ty wyprawiasz? - spytał Nnoitora mało zainteresowany jakimiś odgłosami. - Chodź tu. - rozkazał zniecierpliwiony.
-Jeśli się nie odpieprzysz, to cię zabiję!
-Co za człowiek... - westchnął Szayel poprawiając okulary - Boże, gdyby Kira tu był na pewno by go uspokoił.
-Grimmjow. - powiedizał blondyn wchodząc po schodach na co różowowłosy zareagował uśmiechem, a niebieskowołsy się zatrzymał.
-Czego tu?! - warknął.
Zwykle Izuru był opanowany. Mało co mogło go wkurzyć, dlatego w większości przypadków nie reagował na coś takiego. Jednakże Jaegerjaquez zaczynał go powoli denerwować.
-Jeszcze nie skończyłeś pracować, prawda? Więc dlaczego zamiast wykonywać swoje obowiązki, łazisz roztrzepany po korytarzu?
-Nie twoja sprawa, blondasie. - burknął.
-W sumie racja. Nie obchodzi mnie, co robisz po godzinach. Jednakże teraz jesteś w robocie, więc lepiej się ogarnij i natychmiast złaź na dół. - spojrzał na Nnoitorę i
Aporro - Wy też.
-A co z tym kolesiem, którego mamy szukać? - spytał czarnowłosy.
-To już nieważne.
-Jak to?
-Sado-dono wyjaśnił wszystko. Oczywiście już znaleziono winowajcę. Dlatego jeśli łaska, przyjdźcie za jakieś pięć minut na dół. - wszyscy tu zgromadzeni zauważyli, że Kira jest trochę podenerwowany. Nic dziwnego skoro wszystko spadło na jego głowę i nawet nie miał go kto odciążyć. Poza tym tylko ona miał umiejętność ogarnięcia wszystkiego na raz. W dodatku było tyle roboty, że szok. A trzeba było się uwijać, bo z nowym właścicielem nie ma żartów. Już niejedni się o tym przekonali.
-Tsk. Pieprzeni pacyfiści. - stwierdził widząc jak Granz i Jiruga potulnie poszli razem z Kirą. On sam poszedł do swojego pokoju. - Jazda mi stąd! - skrzyknął i po chwili wyszły trzy kobiety z kwaśnymi minami.
Ichigo pomyślał, że to bardzo dobry moment na wydostane się stąd. Chwycił mocno swoją bluzę i szarpnął ją z całych sił. Udało mu się uwolnić, ale w jego ubraniu
zrobiła się dziura. Nawet się tym nie przejął. Teraz liczyło się tylko jak najszybsze wydostanie z tego miejsca i to w taki sposób, aby nikt go nie zauważył albo
przynajmniej nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Problemem były włosy. Rzucały się w oczy i prawie nikt nie przechodził obok nich nie rzucając spojrzenia. Na
szczęście miał bluzę z kapturem. Szybko nałożył go na głowę i ruszył schodami w dół. Nie natknął się na żadnego z ochroniarzy za co był wdzięczny. Teraz będąc już na parterze skierował się prosto do wyjścia. Starał się zachowywać naturalnie żeby nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Ale kiepsko mu to szło. Głównie dlatego, że wyglądał jak nieletni przestępca. Mijając stojące przy ścianie pary słyszał szepty na swój temat. Zaczynało go to wkurzać i gdyby nie to, że wolał nie ryzykować własnym życiem krzyknąłby, żeby się przymknęli. Nareszcie. Chłopak odetchnął z ulgą. Właśnie kilka sekund temu wyszedł z budynku. Ściągnął kaptur i głęboko wciągnął powietrze. Czuł się jakby wolny. Wolałby już nigdy nie wrócić do tego miejsca. Ale przypomniał sobie, po co w ogóle tutaj przybył. Od razu zrobił mu się przykro. A może był wkurzony. Wszystko utknęło w martwym punkcie. Renji nie chciał nigdzie iść. Właściciel nawet nie chciał z nim gadać, bo nie miał kasy. Jednakże był jeszcze plan C. Cieszył się, że Rukia była przewidywalną dziewczyną i na wszelki wypadek dała mu na miary na kogoś, kto może pomóc. W tym momencie przypomniał sobie, że Rukia prawie zawsze wyciągała go z kłopotów. Tak samo jak wtedy, gdy się poznali.
Ojciec Ichigo miał klinikę. Niestety dobrze nie prosperowała i Isshin musiał zaciągnąć pożyczkę, ale bank nie chciał mu dać takiej kwoty. Jednakże nadarzyła się okazja. Jakaś nowo otwarta firma pożyczkowa dała mu pełną kwotę. Niestety nawet po tym nic się nie zmieniło. W końcu upomniano się o spłatę. W dodatku z odsetkami. Jednak Isshin nie miał, z czego oddać, więc zaczęli go zastraszać. Przez głupotę ojca młodsza siostra Ichigo o mało nie zginęła. Potrącił ją samochód. Jednak wszyscy dobrze wiedzieli, że to nie był wypadek. Potem zaczęli grozić Ichigo, tłumacząc się, że niedługo przejmie klinikę i będzie musiał ich spłacać do końca życia, albo dla nich pracować. Już nawet przygotowali umowę. Ale Isshin wolał umrzeć niż pozwolić własnemu synowi pracować dla tych naciągaczy. Dlatego postanowił oddać im dom wraz z kliniką jako spłatę długu. Powiedział o tym Ichigo, który zareagował w oczywisty sposób. Był tak wkurzony, że prawie go uderzył. Wywiązała się kłótnia. Po wymianie kilku ostrych zdań chłopak wyszedł mocno trzaskając drzwiami. Nie mógł uwierzyć, że ojciec chciał tak po prostu oddać dom. Przecież jego mama nigdy by na to nie pozwoliła, a on? Tak łatwo się poddać i usprawiedliwiać się tym, że „to dla was”. Kurosaki był naprawdę wkurzony. Teraz jakby instynktownie szedł najciemniejsza ulicą, którą z reguły ludzie o tej porze omijali szerokim łukiem. Miał ochotę komuś przywalić, wyżyć się. No i jakby ktoś wysłuchał jego prośby i postawił przed nim sześciu kolesi, którzy napastowali jakaś dziewczynę. Ichigo pomyślał, że da upust swoim emocjom i przy okazji zrobi coś dobrego dla społeczeństwa.
-Zostawcie ją - powiedział stając blisko nich.
-A ty tu czego, koleś? - jeden poszedł do niego i zaczął chodzić dookoła uważnie przyglądając się mu - Zjeżdżaj do mamusi, synku.
Przeciwnik nawet nie zdążył zareagować i padł na ziemię po ciosie prosto w twarz. Jego koledzy rzucili się na Ichigo, ale już po pięciu minutach wszyscy zwijali się z bólu. Potem zabrał czarnowłosą gdzieś w bezpieczne miejsce i upewnił się, że nic jej nie jest.
-Gdzie ty się tego nauczyłeś? - spytała będąc w szoku, że tak szybko poradził sobie z tyloma przeciwnikami.
-Kiedyś ojciec zapisał mnie do klubu karate. Wtedy uważałem, że mi się to do niczego nie przyda, ale teraz jestem mu wdzięczny. Chociaż to, co chce teraz zrobić
jest... - walnął pięścią w ławkę na której siedzieli.
-Coś się stało? - Ichigo ucieszyło to pytanie, ponieważ chciał się komuś wygadać. Nie ważne kto by to był.
-Ojciec wziął dużą pożyczkę i nie ma z czego spłacić, więc postanowił oddać dom i klinikę.
-Ile potrzebuje? - spytała dziewczyna mając już plan.
-Nie rozumiem.
-Uratowałeś mnie, a teraz ja uratuję ciebie. Powiedz tylko ile potrzebujecie pieniędzy?
-C-Co?! - Kurosaki był naprawdę zaskoczony. - Nie ma mowy! W życiu nie wezmę od ciebie tyle kasy! Nigdy!
-Mam u ciebie dług. Więc jeśli nie robisz tego dla siebie to zrób to dla rodziny.
-Nie zgodzę się. - powiedział stanowczo chłopak - Poza tym mój uczynek nie równa się z twoim i...
-Kurosaki! - krzyknął ktoś widząc go na ławce.
-Ishida! Co ty tutaj robisz?
-Twój ojciec się martwił i kazał mi cię szukać.
-Odkąd słuchasz mojego ojca? - zdziwił się Ichigo, po czym zwrócił się do dziewczyny - Dziękuję. - wstał i razem z przyjacielem zniknęli jej z oczu.
-Kurosaki, huh? - powtórzyła cicho i tajemniczo się uśmiechnęła.
Następnego dnia Ichigo miał zamiar jak najszybciej wyjść z domu, żeby nie gadać z ojcem. To nie tak, że nie obchodziło go to, co chce zrobić. Sam nie miał lepszego pomysłu, jednak nawet w takiej sytuacji nie pomyślał, żeby oddać dom. Teraz będąc już poza miejscem zamieszkania myślał co począć. Ale nic nie przychodziło mu do głowy. Zamiast gdzieś usiąść i porządnie się skupić Ichigo chodził po mieście. Nie miał w tym konkretnego celu. Chciał zabić czas. Przynajmniej do wieczora. W końcu zmęczył się takim łażeniem i postanowił wrócić do domu. Kiedy tylko przeszedł przez próg usłyszał dziwną rozmowę.
-Ja... ja nie wiem co powiedzieć.
-Nie trzeba nic mównic. Wystarczy, że pan to przyjmie.
-Naprawdę nie mogę uwierzyć. Taka kwota...
-Proszę się o to nie martwic. - zapewniła dziewczyna - Pieniądze nie pochodzą z żadnych ciemnych interesów.
-Ale jak pani się o tym dowiedziała?
-Jestem przyjaciółką pana syna. Powiedział mi o wszystkim, a ja postanowiłam pomóc. Zresztą i tak bym sama tego nie wydała. Więc proszę to przyjąć.
-Kim ty do cholery jesteś?! - krzyknął chłopak wbiegając do salonu.
-Kuchiki Rukia. - odpowiedziała - A ty?
-Kurosaki Ichigo. - odparł spokojnie, ale zaraz potem krzyknął - A co to ma do rzeczy?! Przecież ty...
-Synu. - Isshin wstał i obiął go ramieniem odkręcając się do niej plecami - Twoja przyjaciółka chce nam pomóc. Nie sądzisz, że to niegrzeczne jej odmówić?
-Ale tato...
-Wiem - mężczyzna się wyprostował i wrócił do rozmowy z dziewczyną. Ichigo też został, ale chyba tylko z czystej ciekawości. - Doceniam twoją pomoc, ale niestety nie mogę tego przyjąć.
-Rozumiem. - rzekła dziewczyna - Na szczęście przewidziałam to i sama wszystko załatwiłam. Ma pan z głowy tych bandytów.
Rozmowa zakończyła się przyjazdem karetki i wylądowaniem Isshina w szpitalu. Nie było to nic poważnego. Biedaczek zemdlał z powodu szoku. Potem rzeczywiście
okazało się, że wszystkie formalności zostały załatwione. Ichigo spytał Rukię skąd wzięła tyle pieniędzy i jak dowiedziała się gdzie on sam mieszka. Na pierwsze pytanie odpowiedziała, że to były jej oszczędności. Co do drugiego... Stwierdziła, że niewiele jest osób z takim nazwiskiem mającymi klinikę. Tym mieście były tylko trzy. Więc trochę poszperała i dowiedziała się wszystkiego. Kurosaki nie był pewny czy mówi prawdę, ale już jej nie dręczył. Zaakceptował tę sytuację i od tamtej pory zostali przyjaciółmi. Potem Rukia przedstawiła mu Renjiego, który również został jego przyjacielem. Wszystko było dobrze dopóki nie wrócił starszy brat Ichigo, Kaien. Od jego powrotu posypała się lawina nieprzewidzianych zdarzeń.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz