poniedziałek, 17 czerwca 2013
5. Oprócz tego, co jest możliwe jest jeszcze to, co bywa konieczne.
-A gdzie są wszyscy?
-Tam gdzie być powinni.
-Przestań lecieć ze mną w kulki, Nnoitora. Nie jestem w nastroju do żartów.
-Ktoś tu chyba wstał lewą nogą...
-Zaraz ci tą nogą skopię dupsko, jeżeli mi nie powiesz gdzie oni poszli.
-Siedzą na dywaniku u właściciela. - wyjaśnił szybko czarnowłosy nie mając zamiaru wszczynać bójki.
-Kurwa mać! Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej?
-Nie jestem twoją niańka, Grimmjow.
-Chcesz w mordę, czy jak?
-Zamiast mi grozić powinieneś się pośpieszyć inaczej...
Jiruga nie dokończył, bo niebieskowłosy już dawno zniknął mu z oczu. To chyba pierwszy raz, kiedy tak się śpieszy na zebranie. Ale nic dziwnego. Właściciel dowiedział
się o tym, co wyrabia i nie był zadowolony. A teraz zapewne jeszcze bardziej się wkurzy. Jaegerjaquez już stał przed drzwiami, zastanawiając się nad jakimś dobrym wytłumaczeniem. Jednak nie dane mu było za długo myśleć, ponieważ odezwał się głos skierowany prosto do jego osoby.
-Grimm-chan, możesz już wejść.
Niebieskowłosy nie znosił jak właściciel tak do nie mówił. Zawsze się wtedy wkurzał i miał ochotę roznieść wszystko. Jednakże w tym momencie musiał zachować zimną
krew i nie dać po sobie niczego poznać. Po tonie jego wypowiedzi wiedział, że na pewno mu się oberwie, dlatego teraz musiał zagrać rolę potulnej owieczki. Wszedł do środka i jak to miał w zwyczaju nie odezwał się ani słowem. Zajął miejsce i czekał na dalszy rozwój akcji.
-Znów się spóźniłeś. - westchnął Szayel poprawiając okulary.
-Były korki w toalecie. - powiedział obojętnym tonem.
-Jak zwykle niekompetentny.
-Weź się ode mnie odpieprz.
-Co za słownictwo... Powinieneś popracować nad kulturą osobistą.
-Szayel-chan, jeśli chcesz mówić za mnie to śmiało. - Aporro momentalnie zamilkł widząc wzrok właściciela - Skoro skończyliście już swoją jakże inteligentną pogawędkę
przejdźmy do istotniejszych spraw. Zatem... - gestem ręki przywołał Kirę, który podał mu kilka dokumentów - Powiem wprost. Oczekuję od was całkowitego zaangażowania w odnowę tego miejsca. Macie tylko tydzień. Jakieś pytania?
-Czy tak krótki okres czasu wystarczy? – spytał Ikkaku.
-Wierzę, że sobie poradzicie. Ktoś jeszcze?
-Czy zostaną nam przydzielone jakieś obowiązki?
-Cieszę się, że o to spytałeś, Shuu-chan. - fioletowowłosy dziwnie wykrzywił twarz na dźwięk tej "ksywki" - Izuru-chan, powiedz im co mają robić.
-Więc... Jak już wszyscy wiecie... - popatrzył na niebieskowłosego w wymowny sposób, ponieważ był pewny, że Grimmjow nie jest w temacie. - Mamy tylko tydzień na odnowienie tego miejsca. Ponadto ustaliłem już z ekipą remontową termin rozpoczęcia robót. Do ich przyjazdu macie wykonywać wasze dotychczasowe obowiązki jednakże po zakończeniu prac remontowych ulegną one zmianie. - podszedł do każdego i po kolei wręczył kartkę.
-Co to jest? - zdziwił się różowowłosy.
-Już wyjaśniam. Teraz jesteście zwykłymi ochroniarzami. Wasza praca ogranicza się do stania w bramkach i wyrzucania ludzi sprawiających problem. Natomiast od nastepenego tygodnia będziecie opiekunami.
-Powaliło cię? - odezwał się niebieskowłosy - Nie będę żadną niańką!
-Właśnie! - krzyknął Madarame, który również nie był zachwycony tym pomysłem.
-Czy to aby na pewno dobry pomysł? - spytał Starrk drapiąc się po głowie - To trochę jakby… nie w moim stylu.
-Ty nie masz stylu... - stwierdził z przykrością Granz poprawiając okulary - Natomiast ja...
-Weź się już przymknij, wieśniaku, bo nie mogę ciebie słuchać. - powiedział podniesionym głosem niebieskowłosy patrząc na niego tak jakby chciał mu przylać.
-Odezwał się dachowiec.
-Ty cholerny...! - Jaegerjaquez podniósł się z krzesła i chwycił go za bety podnosząc do góry. W tym samym momencie coś przecięło powietrze między ich twarzami. Obaj odwrócili się w stronę, z której ów przedmiot nadleciał.
-Powinniście uważać. - stwierdził właściciel patrząc na nóż w ścianie - Następnym razem nie chybię specjalnie. - odkręcił się w stronę okna - Kontynuuj Izuru-chan.
-W każdym razie... chodzi o to, że każdemu z was zostanie przydzielony określony sektor, za który będziecie odpowiedzialni. To po to, aby zwiększyć bezpieczeństwo i
zminimalizować straty. Tak jak w przypadku wczorajszej bójki. Żadnego z was nie było na miejscu i ponieśliśmy straty.
-Też mi coś... - mruknął pod nosem niebieskowłosy.
-Akurat ty nie powinieneś się odzywać. - stwierdził Kira i podał mu kartkę - Przekaż to Nnoitorze.
-Co to? - nie otrzymał odpowiedzi na to pytanie i groźnie zmarszczył brwi.
-Dobrze. Skoro to już mamy wyjaśnione, przejdźmy do zajęć na dziś. Starrk, za dwie godziny jesteś umówiony z panem Kyouraku Shunsui w sprawie dostawy najwyższej
jakości alkoholu do naszego lokalu. Weźmiesz dwie towarzyszki i pojedziesz tam sfinalizować umowę. Tylko pamiętaj. To dość ekscentryczny człowiek. Dziwnie się
zachowuje i w dodatku wygląda jakby wrócił z odpustu. Pod żadnym pozorem nie komentuj jego ubioru. Madarame, ty dowiesz się kiedy ma przybyć najbliższy transport. Szayel, do ciebie będzie należeć rozdanie zaproszę. Mają trafić do każdej znanej osobistości w tym mieście. W razie niejasności skontaktuj się z Kurotsuchi-san.
Hisagi-san, razem z Sado-dono pojedziecie do rezydencji odebrać rzeczy, które przygotował wam kamerdyner. I to by było wszystko. A właśnie. Przekażcie reszcie, że
ma tu zostać i skupić się na swoich obowiązkach.
-Zatem do roboty panowie. - właściciel dwa razy klasnął w dłonie i odwrócił się w stronę swoich podwładnych - I jak to mawiał kiedyś mój świętej pamięci ojciec: "Jeżeli świat zrobi z was dziwkę, wy zróbcie z niego burdel." - wszyscy tu obecni dobrze znali to zdanie. Właściwie było ono swego rodzaju napędem w tej pracy. - Pamiętajcie o tym.
-Tak jest! - wszyscy zgodnie, oprócz niebieskowłosego potwierdzili jego słowa. Potem poczęli się zbierać, aby jak najszybciej wykonać powierzone im zadania. Kira także kontynuował swoją robotę. Zaczął odkładać dokumenty na półkę.
-Kira... - blondyn zorientował się, że ktoś stoi za nim - Kiedy wrócę, przyjdź do mnie do pokoju. - powiedział szeptem fioletowowłosy i odszedł. Izuru rozejrzał się na boki i odetchnął z ulgą, bo nikt tego nie widział, a może po prostu nie zwrócił uwagi.
-Grimm-chan. - na dźwięk tego nieznośnego skrótu Jaegerjaquez odwrócił się rzucając właścicielowi groźne spojrzenie, jednak jego wzrok szybko się zmienił widząc jego oczy - Chyba zapomniałeś o czymś.
-O czym? - zdziwił się.
-No cóż... Podobno każdy zasługuje na drugą szansę. Nawet ty. Tylko wiedz, że ja jeszcze nikomu owej nie dałem. Dlatego jeśli nie przestaniesz napastować moich trofeów, narazisz mi się. A tego byś pewnie nie chciał, prawda, Grimm-chan? - ostatnie słowo było wypowiedziane przesadnie przesłodzonym tonem, a co za tym szło dało się wyczuć, że podpadł właścicielowi. Dlatego nie miał wyboru i musiał to powiedzieć.
-Przepraszam za tamto. - te słowa ciężko przeszły przez gardło niebieskowłosemu i sam sobie się dziwił, że je wypowiedział. Kira również się zdziwił, ponieważ Grimmjow nie miał zwyczaju przepraszać, ale biorąc pod uwagę osobowość właściciela i to, co jest w stanie zrobić, jeżeli ktoś sprawia kłopoty, nie było mowy o innym zakończeniu tej rozmowy. Kiedy Jaegerjaquez wyszedł z korytarza zdawało się słyszeć jakieś przekleństwa, ale nie zwrócono na to większej uwagi. Teraz Kira zaczął segregować dokumenty ze wczoraj. Gdy skończył podszedł do obrazu obok gabloty i zdjął go. Wybrał odpowiednią kombinacje i otworzył sejf, w którym schował umowę o przejęciu tego lokalu. Ponadto przypomniał sobie, że ma się skontaktować z poprzednim właścicielem. Chciał się upewnić, że nie puści pary z ust. Niby zapewniał, że nic nikomu nie powie o transakcji. W końcu dostał tyle, że powinno mu starczyć do końca życia. Jednak nigdy nic nie wiadomo. Zastanawiał się, kogo ma wziąć ze sobą, aby porządnie załatwić tę sprawę. Jedyny, który przyszedł mu na myśl to Grimmjow. Kto jak kto, ale on potrafił przekonać ludzi do posłuszeństwa.
-Przepraszam... - zaczął blondyn.
-Co się stało?
-Co do pana...
-Ufam, że sobie poradzisz.
-Oczywiście.
-A tak przy okazji, Izuru-chan.
-Słucham? - Kira był troszeczkę zdziwiony, bo jego przełożony zwykle nie zaczynał rozmowy.
-Pamiętasz tego chłopaka z wczoraj? Tego, który przyszedł porozmawiać. Wtedy powiedział, że zmuszam kogoś do robienia za prostytutkę. Co o tym sądzisz?
-To chyba znaczy, że... jest tu jakiś chłopak, który ją udaje.
-Dokładnie tak. Ile by ci zajęło znalezienie go?
-Góra trzy dni. - powiedział to chociaż tak naprawdę najmniej zajęłoby to tydzień, biorąc pod uwagę nawał obowiązków jakie na nim spoczywały.
-Masz czas do jutra. - powiedział bardzo poważnym tonem. Zależało mu na tych informacjach. Zwłaszcza, że wczorajsze wydarzenie w gabinecie zaintrygowało go. A
właściwie naiwność tego młodego chłopaka, który wtedy przyszedł i ot tak sobie podał własne nazwisko. Tutaj za coś takiego można zapłacić wysoką cenę. Ale nie o to chodziło. Tak się składa, że jego nazwisko coś mu mówiło. – Kurosaki…? Skądś znam to nazwisko.
Ichigo nie mógł uwierzyć. To, czego dowiedział się od Urahary było zatrważające. Jednak chłopak wiedział, że sklepikarz nie powiedział mu wszystkiego. Pewnie ze
względu na swoją pracę detektywa nie mógł ujawnić wielu tajnych szczegółów. Ale cieszył się, że i tak udało mu się wyciągnąć z niego trochę informacji no i że ustalili
jakikolwiek plan działania. Teraz zmierzał w kierunku drugiej osoby, która miała odegrać tutaj ważną rolę. Mianowicie jeśli można to tak określić "dać" pieniądze. Kiedy
usłyszał o takim pomyśle, wydał mu się conajmniej nieprawdopodobny. Bo kto ot tak sobie rozdaje kasę? Ale ważniejsze było to, że zostało niewiele czasu, dlatego nie mógł narzekać. Musiał wykonać to zadanie. Stojąc już przed budynkiem, do którego miał się udać myślał w jaki sposób powinien się zachować. W prawdzie Kisuke dał mu kilka wskazówek, ale nie miał pewności czy poskutkują.-Co ty wyprawiasz? - spytał pewien mężczyzna słysząc jak chłopak mówi do siebie.
-Szukam pewnego bogatego kolesia, który mieszka w tym domu. - odpowiedział bez większego zastanowienie nie zważając na to, że przyłapano go na gadaniu do
siebie. Odpowiedz młodzieńca zdziwiła Byakuyę. Wiedział dlaczego został określony mianem "bogatego", ale zupełnie nie rozumiał tego "kolesia". Jeszcze nikt się o nim tak nie wyraził. Przynajmniej nie osobiście.
-Więc ty musisz być Kurosaki Ichigo, zgadza się?
-Znasz mnie? - zdziwił się chłopak w takim samym stopniu jak Kuchiki ponieważ ten nie wiedział od kiedy są na "ty".
-Powiadomiono mnie, że przyjdziesz. Za mną.
Otworzono bramę i obaj weszli do środka. Ichigo cały czas zastanawiał się jak mógł być taki nieostrożny. Sądził, że teraz na pewno nic z tego nie wyjdzie. A przecież Urahara ostrzegał. Jeśli to nie wypali wtedy straci jedyną szansę na uratowanie Renjiego.
Wnętrze domu szlachcica było jak najbardziej proste. Nie było tam rzeczy, które służyły jako dekoracja, albo były bezużyteczne. Pokój, do którego weszli składał się z
szafy wmontowanej w ścianę, wiec gdy zamknęło się ją, nie była widoczna. Podłoga była zrobiona z tatami (podłoga zrobiona z mat z gałęzi bambusa - jest zawsze
jednego uniwersalnego rozmiaru, w Japonii gdy pyta się o wymiary izby stosuje się miarę tatami- czyli pokój 1-tatami, pokój rozmiaru 2-tatami) Wszelkie drzwi oraz okna nie otwierały się na zewnątrz lub wewnątrz, ale przesuwały się na boki, co zapewne miało na celu zwiększenie przestrzeni. Ichigo zdziwił się, że ktoś jeszcze mieszka w takim domu. Widać było przywiązanie do tradycji, albo po prostu niechęć do dobrodziejstw dzisiejszej techniki. Byakuya wskazał chłopakowi miejsce po drugiej stronie stolika a sam podszedł do szafy. Wyciągnął z niej dużą walizkę, po czym zajął miejsce przy stoliku kładąc ją na nim. Odwrócił ją zamkiem w stronę Ichigo i otworzył.
-Tyle wystarczy? - spytał oszołomionego tym widokiem młodzieńca. Kurosaki jeszcze nigdy nie widział tyle pieniędzy w jednym miejscu. No może za wyjatkiem tych, które dała rukia jego rodzinie. Ale i tak nie było porównania z ta kwotą.
-Chyba… tak.
-Czyli za mało. - stwierdził Kuchiki po jego wypowiedzi i chciał iść po więcej, ale został zatrzymany.
-Nie, nie! Wystarczy! - krzyknął chłopak domyślając się co chciał zrobić szlachcic. Mimo wszystko zdziwił się, że tak łatwo poszło. Myślał, że będzie musiał negocjować, a to wyglądało jak zakupy w supermarkecie. Szybko, prosto i bezpiecznie. Nawet nie trzeba z nikim gadać.
-Jak on się czuje? - spytał nagle Byakuya.
-Kto?
-Renji. - chłopak bardzo się zdziwił. Urahara nic nie mówił, że on wie o wszystkim.
-Dobrze. - Ichigo nie zamierzał wypytywać go skąd wie i dlaczego o to pyta.
-Ufam, że pomyślnie załatwisz tę sprawę. Ja jakoś nie mogłem. - Ichigo nie rozumiał, o co chodzi Byakuyi, ale nie drążył tematu. Wstał i wziął walizkę. Chciał jak najszybciej wrócić do sklepikarza, żeby móc wykonać nadępną część planu - Chłopcze. - zatrzymał go - Myślę, że przechadzka z taką sumą po mieście jest niebezpieczna. Dlatego jeden z moich podwładnych odeskortuje cię do domu.
-Dziękuję. - ukłonił się i wyszedł. Tak jak mówił Byakuya. Za bramą czekał na niego jakiś mężczyzna. Chyba był kierowcą, ponieważ stał przy samochodzie i gdy tylko zobaczył chłopaka od razu otworzył drzwi.
-Nazywam się Chojiro Sasakibe. Będę cię eskortował.
Ichigo nie protestował. Wsiadł do wozu. To samo zrobił kierowca. W pewnym momencie chłopak zauważył, że inny samochód zaparkował za nimi. Wysiadły z niego dwie osoby. Mężczyzna o różowych włosach i kobieta z warkoczem. Oboje weszli do posiadłości Byakuyi, co nie wzbudziło większych podejrzeń Ichigo, który pomyślał, że
być może to zwykli krewni. W końcu ruszyli. Podróż nie trwała zbyt długo. Cieszył się, że nie musiał iść kolejną godzinę. Bo tyle zajęłoby mu dotarcie tutaj na piechotę.
Wysiadł z wozu i grzecznie podziękował na co kierowca zareagował dziwną miną i odjechał. Chłopak zastanawiał się dlaczego. Ale kiedy odwrócił się nie miał już żadnych wątpliwości. Zapewne ten gość pomyślał, że pomaranczowowłosy mieszka w tym miejscu. Co za wstyd. Ale cóż... Nic się na to nie poradzi. Ichigo szybko wszedł do środka, starając się, aby żaden z przechodniów go nie zobaczył. Przy ladzie zastał Uraharę, który od razu zaczął rozmowę.
-Widzę, że udało ci się załatwić tę sprawę.
-Tak. - potwierdził chłopak i przy okazji postanowił o coś spytać - Nie mówiłeś, że on zna Renjiego.
-A dlaczego miałby go znać? - zdziwił się Urahara.
-Bo zapytał „co u niego?”.
-Jak zwykle nadopiekuńczy... - stwierdził - Poza tym zadzwoniłem do niego i uprzedziłem go o twojej wizycie. Oczywiście powiedziałem mu imię i opisałem sytuację chłopaka, na którego zostaną przeznaczone te pieniądze. Z początku był do tego sceptycznie nastawiony, ale kiedy usłyszał jego imię od razu się zgodził. Dziwne...
-A co w tym dziwnego? Może jest dobrym człowiekiem.
-Uważasz, że na tym świecie istnieje ktoś aż tak dobry, żeby dać ot tak tyle pieniędzy za kogoś, kogo może nawet nie znać?
-Sam już nie wiem. - westchnął chłopak - A skoro mamy już pieniądze to chodźmy po Renjiego.
-Nie tak szybko, Kurosaki-san. Tutaj pośpiech jest niewskazany.
-Ale...
-Kiedy ciebie nie było dowiedziałem się czegoś ciekawego... - wyciągnął z szuflady czarna kopertę i podał pomaranczowłosemu.
-Co to? - spytał biorąc ją do ręki, po czym otworzył i uważnie przeczytał całą treść - Chcesz... chcesz to zrobić podczas otwarcia, tak?
-Dokładnie tak.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz