poniedziałek, 17 czerwca 2013
Klatka 1
A miało nie być kontrowersji... Ale temat tego wymaga. (Nie bójcie się, nie będzie tak strasznie XD)
To opowiadanie ma narazie sześć części (6 nie skończona). I cóż mogę powiedzieć. Jak zaczniecie czytać, to sami zorientujecie się o co chodzi.
Przepraszam również za wszystkie błędy i jakieś nieścisłości, bo po przeczytaniu tego wszystkiego z dziesięć razy stwierdziłam, że jest jakie jest i dodałam XD.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nazywam się Kurosaki Ichigo. To nie jest ważne, ale chciałbym żebyście wiedzieli. Przynajmniej przez jakiś czas.
Siedząc teraz w tym pokoju na łóżku wpatruję się w moje zapiski. Nigdy nie wiedziałem jak to jest przelać swoje uczucia na papier. Jednak teraz długopis sam zapisuje każde słowo. Tak. Pisze pamiętnik. Pytacie "po co". Sam nie wiem. W końcu mam tylko do zrelacjonowania kilkanaście miesięcy "mocnych wrażeń" i ogromny zapas wątpliwości odnośnie mojej przyszłości. Zatem po co pisać? Czy w ogóle pisać? Czy mam ochotę dzielić się z kimkolwiek moją i tak już rozkradzioną intymnością? I czy ja sam zdam sobie sprawę z tego co piszę? Nie mam pojęcia. Ale stało się. Od jakiegoś czasu próbuję wyciągnąć esencję z mojego perfekcyjnie popieprzonego życia. W końcu pracuję w najstarszym zawodzie świata, prawda? Kiedy o tym myślę dociera do mnie, że jeszcze nigdy w życiu nie czytałem nic podobnego. Jestem na sto procent pewien, że nikt nie chciałby się podpisać pod tym, co ja zamierzam wyciągnąć z własnego wnętrza. Chcę zapisać każdą sekundę mojego życia w tym piekle. Chcę, żeby kiedyś ktoś o tym przeczytał i zrozumiał to. A może najzwyczajniej w świecie nie mam się komu wyżalić, więc robię to na kartach, sądząc że dzięki temu przyjdzie ukojenie. Jednak już nie raz przekonałem się, że to nic nie daje. Mimo to, myśl, iż moje cierpienie może tak po prostu odejść w zapomnienie w jakiś sposób daje mi powód do pisania. Tak samo jak fakt, że nigdy mu nie wybaczę. NIGDY!
A właśnie. Wspomniałem już o moim właścicielu? Jeśli miałbym określić go w jednym zdaniu powiedziałbym, że to bogaty zdemoralizowany dupek traktujący ludzi jak maszyny do zarabiania pieniędzy. Jednak mnie to nie dotyczy, bo jestem jedną z tych osób, którym płaci. Pytacie "za co", tak? To chyba oczywiste. Ale nie martwcie się. Teraz jest mi już wszystko jedno. Niedługo zrozumiecie dlaczego.
Głupota, prawda? Tak. To wszystko jest zapewne wynikiem mojej głupoty. Tak właśnie określane są rzeczy, które robi się lekkomyślnie i z dobroci serca, wierząc, że jest się w stanie coś zmienić albo komuś pomóc. Wtedy tak myślałem, a teraz? Nie mam zdania na ten temat, a może raczej nie interesuje mnie to. Poza tym nie mam czasu na zastanawianie się nad takimi bzdurami. W końcu jeszcze nie skończyłem swojej pracy. Muszę przyznać, że nie znoszę robić tego w nocy. Jest cholernie późno, chce mi się spać, ale nie mogę zasnąć. Czekam aż mnie do siebie wezwie. W końcu tylko po to tutaj jestem. Trzymając teraz komórkę w dłoni patrzę na upływający czas. Sekunda po sekundzie. Czasami liczę wraz z zegarem, lecz szybko się gubię. Zaczynam od nowa i znów to samo. Mam dosyć tego czekania. Wolałbym to szybko załatwić i pójść spać. Życzenie zostało spełnione. Dostałem smsa. To na pewno od niego. Nie mylę się. Napisał: "Brakuje mi ciebie. Przyjdź za chwilę." Niby pisze "za chwilę" jednak dla niego to oznacza nie więcej niż dwie minuty. Odkładam komórkę i nie założywszy koszuli ani spodni wychodzę z pokoju. Mam gdzieś, że ktoś może mnie zobaczyć w samych bokserkach. I tak wszyscy w tym domu wiedzą, że jestem jego dziwką. Idąc ciemnym długim korytarzem, mam nadzieję, że szybko się uwinę. Stojąc już przed drzwiami przecieram oczy i pukam dwa razy. Nie potrzebuję pozwolenia. Wchodzę po cichu i zamykam za sobą. Wtedy on wykłada na biurko moje wynagrodzenie. Zabawne. Po ilości gotówki mogę powiedzieć czego sobie życzy. Wspominałem już że wolę otrzymywać pensję w takiej postaci? Z czekami to zawsze tyle niedogodności. Chociaż kiedy on je wypisuje to nie ma problemu, ale mimo wszystko wolę dostać pieniądze zaraz po skończeniu. Nie zwlekam. Chcę mieć to za sobą. Kiedy znajduję się już na swoim stanowisku pracy klękam przed moim właścicielem i rozpinam mu spodnie. Wyjmuję jego penisa i biorę go do buzi, a wtedy on kładzie swoją dłoń na mojej głowie.
Chwilę później stwierdzam, że musi mu być dobrze, bo inaczej chwyciłby mnie za włosy i powiedział jak mam to zrobić. Jeszcze tylko kilka szybkich ruchów głową i... kończy w moich ustach. Dawnej mnie to strasznie obrzydzało. Teraz nie mam z tym większego problemu, chociaż wolałbym tego nie robić. A i tak połykam wszystko. Potem wycieram usta i wstaję. W dłoni trzymam już pieniądze i chcę jak najszybciej opuścić ten pokój. Już przekręcam klamkę jednak zostaję zatrzymany.
-Ichigo... - odwracam się w jego stronę - ...dobrze się spisałeś. - Skoro tak mówi... W sumie nawet się cieszę, bo gdybym nie sprostał zadaniu pewnie musiałbym się z nim pieprzyć, żeby sobie to jakoś zrekompensował. Ale na szczęście to już koniec. Równie cicho jak tu wszedłem wychodzę. Po chwili jestem już w swoim pokoju i od razu kładę się na łóżku. Zanim zasnę jeszcze przeliczam kasę. Chcę wiedzieć ile dokładnie dostałem. Wow. I to wszystko tylko za loda. To normalna stawka za coś tak "błahego". Zatem wyobraźcie sobie ile dostaję za wypięcie się w jego stronę.
Pewnie dziwicie się mojemu zachowaniu. - niepotrzebnie. Brzydzicie mną? - uważam, że to słuszne. Współczujecie mi? - niejedni już współczuli. Chcecie mi pomóc? - przyjąłbym każdą pomoc, ale to daremne. Zazdrościć? - tym bardziej, bo założę się, że nikt z was nie chciałby mnie zastąpić. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że zawsze w takich chwilach przypomina mi się to, co zadecydowało o trafieniu tutaj. Pozwolicie, że posłużę się swoim pamiętnikiem. Sam chętnie sobie przypomnę tę jakże niecodzienną historię. Zatem cofnijmy się o te wspomniane kilkanaście miesięcy wstecz...
Nawet nie wiecie jak się ucieszyłem kiedy Rangiku-san powiedziała mi, że właściciel lokalu wyjeżdża. Nie wiem dlaczego, ale odczułem ulgę. Jednakże jedno mnie martwiło. Urahara-san wciąż nie odbierał telefonu albo był poza zasięgiem. W dodatku Grimmjow cały czas nas pilnował. Do tego doszedł jeszcze Starrk, który podobno dostał nakaz nie odstępowania mnie na krok i jeszcze jakiś koleś z różowymi włosami, ale nie pamiętam jak on się nazywał. A mięliśmy tylko tydzień. Na szczęście nie mogli wchodzić do pokoju dziewczyn, tylko czekali na zewnątrz, co dało nam możliwość wymyślenia planu. Oczywiście staraliśmy się wszystko robić dyskretnie i żeby nie wyglądało, że coś kombinujemy. Trzy dni później niespodziewanie zadzwonił do mnie Renji. Powiedział, że jest już w moim rodzinnym mieście. Kiedy dostał mój numer od Rukii musiał zadzwonić. Gadaliśmy dość długo. Oczywiście wiedziałem, że został wypuszczony. Zaraz na drugi dzień Rangiku-san mi o tym powiedziała. Muszę przyznać, że ona chyba wiedziała o wszystkim co się tutaj dzieje. Ale powracając, Renji powiedział, że Rukia mało nie padła jak go zobaczyła. Nie dziwię się jej. Tyle na niego czekała i w końcu się doczekała. Jeśli chodzi o niego to byłem już spokojny, ale wciąż czułem niepokój. Kiedy próbowałem dowiedzieć się czegoś o właścicielu tego lokalu, tak z ciekawości, nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Ledwo co wydusiłem jakieś informacje od Rangiku-san. To chyba dlatego, że nie była wstawiana. O cokolwiek bym nie zapytał mówiła, że wmieszałem się w coś okropnego i jedyne na czym powinienem się skupić to ucieczka. To może zbyt wielkie określenie, ale tutaj wszyscy go używali. No i nie rozumiałem jednej rzeczy. Dlaczego do cholery wszyscy traktują tego gościa jak jakieś bóstwo? Dla mnie jest on tylko kimś, kto prowadzi dom publiczny.
Naprawdę tak myślałem. Ale teraz już wiem jak bardzo się myliłem.
No i nadszedł dzień ucieczki. A dokładnie siódmy dzien. Każdy z nas był zdenerwowany, bo wciąż nie byliśmy pewni czy się uda. W dodatku Rangiku-san wciąż powtarzała mi żebym wiał ile sił w nogach i nawet nie próbował myśleć o powrocie, że razem z Inoue mamy zniknąć na jakiś czas. Zrozumiałem. I tak nie nie zamierzałem tkwić tutaj całą wieczność.
Jak do tej pory wszystko poszło zgodnie z planem. To chyba tylko dzieki Chado, który również włączył się do planu. Co prawda w ostatniej chwili, ale bardzo pomógł. Kiedy zapytałem go dlaczego ryzykuje odpowiedział, że chce mi się odwdzięczyć. Osobiście nie widziałem takiej potrzeby, ale byłem mu wdzięczny. Wszyscy zresztą też.
Spojrzałem na zegarek. Dochodziła piąta rano. Rzecz jasna pod nieobecność właściciela ktoś musiał go zastąpić. Fart chciał, że to był Starrk. Jednego z głowy. Został różowowłosy, który raczej nie był problemem. Wystarczyło go zagadać o najnowszej kolekcji ubrań albo najlepszym fryzjerze w mieście, a on już zapominał o całym świecie i się rozgadywał. Tatsuki niechętnie, ale podjęła się z nim rozmowy i świetnie sobie poradziła. Najgorzej było z Grimmjowem. Nie odstępował Inoue na krok. Z tego co wiem to żadna tutaj ze zgromadzonych kobiet nie lubiła go w ten sposób, co ja gadam, nikt go nie lubił w żaden sposób, więc to naprawdę duże poświecenie ze strony Rangiku-san, że wzięła go na strony i próbowała czymś zająć. Yoruichi-san załatwiła nam jakieś ubrania. Głównie zakrywały włosy, ponieważ oboje się wyróżnialiśmy, a ja to już na pewno. W wolnej chwili napisałem do brata, że wracam i żebyśmy się spotkali przy tym przystanku, na którym wysiedliśmy razem, ale on wciąż się nie odzywał. Zaniepokoiło mnie to, jednak zwykle tak miał, więc nie myślałem o tym długo. Jeśli odczyta wiadomość, na pewno się zjawi. Oczywiście nie napisałem mu o Renjim. Lepiej żeby nie wiedział.
"Ja pierdolę!" Wybaczcie, ale to była moja pierwsza myśl kiedy stwierdziłem, że plan się totalnie nie udał. Przecież nikogo o tej porze nie powinno być w piwnicach. A tym bardziej na tyłach budynku. Nie wiem czy to fatum, ale kiedy ja, Inoue i Chado stanęliśmy twarzą twarz ze Starrkiem miało miejsce jakieś dziwne wydarzenie. Mężczyzna po prostu powoli wyjął telefon i wybrał jakiś numer.
-Uciekają. - powiedział zdziwionym tonem jakby nie wierząc, że w ogóle ktoś ma czelność próbować zrobić coś takiego.
To była sekunda. Nie miałem wątpliwości. Nie zawahałem się. Chwyciłem Inoue za rękę i zaczęliśmy biec. Nim się zorientowaliśmy goniło nas chyba z dziesięciu ludzi na czele, których stał nie kto inny jak Grimmjow. Wyglądał tak jakby chciał nas zabić. Ale nie zamierzaliśmy się zatrzymać. Dalej biegliśmy w nadziei, że się uda.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że od tego momentu zaczęło się moje piekło. Zastanawiam się czy gdybym wiedział zrobiłbym to samo. Czasami myślę, że nie. Ale cokolwiek bym nie zrobił i tak bym tutaj wylądował. Takie życie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz