poniedziałek, 17 czerwca 2013

Klatka 2


Cały czas nas ścigano, dlatego trudno było się gdziekolwiek ukryć. Po kilku godzinach spędzonych na ciągłej gonitwie byliśmy wykończeni, jednakże bliscy celu. Oczywiście najpierw poszliśmy do Urahary-sana. Chciałem z nim wyjaśnić kilka rzeczy, ale nie zastaliśmy go. Właściwie cały sklep był opustoszały. Potem dowiedzieliśmy się, że tak naprawdę nigdy tam żadnego nie było, a nawet jeśli to nielegalny. Dlatego zlikwidowano go. To skomplikowało sprawy. Mówi się trudno. Nie mam pojęcia dlaczego Urahara-san, który wydawał się przychylny i mi pomagał, teraz zniknął bez śladu. Jednak nie miałem czasu, aby się nad tym zastanawiać. Znaleziono nas. Znów musieliśmy uciekać. W biegu wyjaśniłem Inoue jaki mam plan. Dotarliśmy do dworca, po czym wmieszaliśmy się w tłum wypełniający olbrzymią dworcową poczekalnię. Z głośników co chwilę słychać było informacje o odjazdach autobusów. Ukryliśmy się za filarem, szeroko otwartymi oczyma obserwując panujący wokół rwetes. Wyczuwając, że za chwilę możemy przyciągnąć uwagę, postanowiłem wsiąść do pierwszego lepszego autobusu. Chwyciłem Inoue za rękę i zaczęliśmy biec. Mało brakowało a dorwaliby nas. Na szczęście udało się. Byliśmy bezpieczni. Przynajmniej narazie. Od momentu kiedy wsiedliśmy do pojazdu stwierdziłem, że nie powinienem wciągać w to brata, ale mimo to nie zmieniłem celu. Musieliśmy uciec jak najdalej się dało.

Po trzech godzinach jazdy wysiedliśmy na pierwszym lepszym przystanku. Wtedy pomyślałem, że najlepiej byłoby wrócić do domu, jednakże kiedy jechaliśmy z bratem do Karakury spotkaliśmy się z zaostrzoną kontrolą graniczną, dlatego przeprawa w tym momencie byłaby zbyt ryzykowna. Potrzebowaliśmy schronienia. Jakiegokolwiek. Na kilka dni, aż sprawa przycichnie. Oczywiście nie mógł być to żaden hotel czy nawet schronisko młodzieżowe. Wiedziałem, że na pewno od tego zaczną poszukiwania i nie zamierzałem ryzykować. Kolejne dwie godziny spędziliśmy na szukaniu schronienia. Niestety bezskutecznie.
-Jesteś głodna? - spytałem nagle, ponieważ usłyszałem świadczący o tym dźwięk.
-Nie, nie! - Inoue zaczęła uderzać się w brzuch - Widzisz? Nic mi nie jest.
-Nie ma mowy. Ledwo stoisz. - uśmiechnąłem się - Chodźmy coś zjeść.
-Kurosaki-kun...
Poszliśmy do sklepu i kupiliśmy coś do jedzenia. Chyba mieliśmy totalne szczęście, ponieważ właściciel wziął nas za uchodźców z Korei i powiedział o miejscu, w którym możemy znaleźć schronienie. Dał nam nawet dokładne namiary. Niezwłocznie wyruszyliśmy.

Jednak problemem okazało się dostanie tam. Droga na skróty była położona wśród upraw, gdzie dominują plantacje opium i króluje bezprawie. Na pewno nie zostalibyśmy tak łatwo przepuszczeni. Dlatego postanowiliśmy iść okrężną drogą. Była dłuższa, ale za to bezpieczniejsza. Przez siedem godzin pokonywaliśmy autostradę, aż dotarliśmy do wyznaczonego miejsca. Nie spodziewaliśmy się tak ciepłego przyjęcia. Oczywiście najpierw dokładnie nas o wszystko wypytano. Rozumiałem to. Po prostu chcieli mieć pewność, że nic im nie grozi. O tej samej porze oprócz nas przybyli również inni uciekinierzy. Przeszli tę samą procedurę co my. Potem pokazano nam nasz pokój. Idealnie czysty, pozbawiony jakichkolwiek mebli, poza łóżkiem w kącie.
-Ten będzie wasz. - powiedziała dobitnie - Niestety nasze warunki nie pozwalają na oddzielne pokoje. Mam nadzieję, że sobie poradzicie we dwoje.
-Oczywiście. Prawda, Inoue?
-T-Tak. - przez chwilę miałam wrażenie, że się zaczerwieniła. Pewnie mi się tylko wydawało. - Kurosaki-kun... Jest tylko jedno łóżko. - w jej głosie usłyszałem obawę. Już wcześniej to zauważyłem i postanowiłem spać na ziemi.
-Nie martw się. Będę spał tu. - rozłożyłem sobie koc na podłodze.
-Kurosaki-kun... - jej wypowiedź przerwała kobieta, która wcześniej nas tu przyprowadziła.
-Kolacja.
Oboje byliśmy godni, więc nie zwlekając zeszliśmy na dół. Posiłek nie był wybitny. Jadałem w życiu leprze rzeczy. Ale nie narzekałem. Nie miałem prawa narzekać. Teraz liczyło się tylko przetrwanie. Poza tym kiedy człowiek jest naprawdę głodny zje wszystko. Jedyne, co mnie zdziwiło to miła atmosfera. Dało się wyczuć sympatię miedzy zgromadzonymi tu ludźmi. W dodatku niektórzy uśmiechali się do nas, na co Inoue reagowała tym samym. Przyglądałem się jej zdumiony. Jakim cudem ta dziewczyna, która tak po prostu została oddana przez własnego brata, mająca za sobą dwa lata spędzone w podobnych miejscach, może promieniować takim entuzjazmem? Określiłbym to mianem cudu.
-Życie nie jest tutaj łatwe – powiedziała jakaś kobieta, która chwilę temu dosiadła się do nas – Ale i tak się cieszę, że tu jestem.
-Masz rację, Yoshino. Ja też. - przysiadła się druga.
-Długo już tu jesteście? - spytałem chcąc się czegoś dowiedzieć. Chwilę milczeli, ale potem po kolei zaczęły mówić.
-Ja przybyłam tu rok temu, a Rin przed wczoraj. Niestety nie zabawimy tutaj długo. Jutro wyruszamy.
-Wyruszacie?
-Zwykle bywa tak, że ze względu na bezpieczeństwo nie możemy zostać zbyt długo w jednym miejscu. Można powiedzieć, że wędrujemy. Przenosimy się z jednego miejsca w drugie.
-To musi być ciężkie.
-Większość z nas już się przyzwyczaiła. Tak jest nawet lepiej.
-A tamten to kto? - spytałem lekko zaniepokojony, o gościa siedzącego w koncie. Cały czas się na nas gapił.
-Mabashi - jedna kobieta się odwróciła. - To jeden z uchodźców. Nie przejmuj się nim. On nikogo nie lubi. - niby tak powiedziała, ale wcale mnie tym nie uspokoiła. - To teraz powiedzcie mi coś o sobie. - rozkazała - Jesteście kochankami? - prawie się zadławiłem jedzeniem - Nie pozwalają wam być razem, więc się zbuntowaliście i uciekliście?
-S-Skąd ten pomysł?!
-Wyglądacie na zakochanych.
-Nie, nie, nic z tych rzeczy! - zaprzeczyłem zawstydzony - Prawda, Inoue? - spojrzałem na nią i zauważyłem, że ona też jest zawstydzona. Na szczęcie ta kobieta już nie ciągnęła dalszej rozmowy.

Po kolacji pozwolono nam skorzystać z łazienki i dano nawet jakieś ubrania. Nie były one nowe, ale nadawały się do chodzenia. Lepiej w tych, niż w żadnych, prawda? Gdy każde z nas już skończyło kąpiel powiedziałem Inoue, żeby poszła do pokoju a sam udałem się do kierownika. Chciałem wiedzieć dokąd idą. Rozmowa przebiegła bez większych komplikacji. Pan Amagai opowiedział mi wszystko ze szczegółami. Oczywiście skorzystałbym z propozycji dołączenia do nich, jednak miejsce, do którego chcieli pójść całkowicie mijało się z moim celem. Dlatego spytałem czy po ich wymarszu moglibyśmy tu przez jakiś czas zostać. Odpowiedział twierdząco. W dodatku spytał czy czegoś potrzebujemy. Odmówiłem, ale on stwierdził, że nie zostawi nas tutaj bez kromki chleba. Nie protestowałem. Byłem pewny, że trochę tutaj zostaniemy. Gdy wróciłem do pokoju widok Inoue mnie zaskoczył. Płakała.
-Co się stało? - spytałem siadając obok niej na łóżku.
-Kurosaki-kun... - spojrzała na mnie - Ci wszyscy ludzie... cierpią.
-Wiem. - co prawda nie byłem w stanie zrozumieć tego w pełni, ale byłem pewny, że Inoue tak.
-Kurosaki-kun... Dziękuję.
-Za co?
-Że mnie stamtąd zabrałeś. I że... - zrobiła pauzę - ...jesteś tutaj.
-Nie musisz za to dziękować. Poza tym też się cieszę, że tu jesteś.
-Kurosaki-kun... - chyba niepotrzebnie to powiedziałem ponieważ jeszcze bardziej się rozpłakała.
-P-Przepraszam. Nie chciałem...
-Nie. - otarła oczy - To ze szczęścia. - teraz uśmiechnęła się do mnie. Wiedziałem, że mówi prawdę. Jednak ja już się nie odezwałem. Nie chciałem widzieć jej łez nawet jeśli nie oznaczały smutku.
Siedzieliśmy tak jakiś czas w milczeniu aż w końcu oboje stwierdziliśmy, że już późno i pora się położyć.

Nazajutrz wszyscy zbiedzy byli gotowi do wymarszu. Kiedy ludzie nerwowo oczekiwali na sygnał do wyruszenia w drogę, kilka metrów dalej ktoś modlił się o szybką możliwość kontynuowania ucieczki. Mimo przejmującego wiatru miał na sobie jedynie cienką ortalionową kurtkę. Jego twarz nosiła ślady krańcowej udręki. Dowiedziałem się, że ten mężczyzna był jednym z nielicznych zbiegów z wyższym wykształceniem. Podczas pracy na stanowisku strażnika czuł się coraz bardziej rozczarowany korupcją, która toczyła jego kraj. Przez kilka lat uciułał kilkaset dolarów niezbędnych na wynajęcie pośrednika, który przerzuciłby go na inną wyspę.
–Gō! – zawołała Yoshino i mężczyzna się odwrócił - Już wyruszamy!
Kierownik powiedział mi jeszcze kilka słów na odchodne. Również ostrzegł, żebym nie zabawił tutaj długo, ponieważ od czasu do czasu mogą zdarzyć się tu niespodziewane kontrole. Oczywiście zapewnił, że niewiele osób wie o tym miejscu, ale lepiej być przezornym. Razem z Inoue obserwowaliśmy jak odchodzą z tego miejsca. Niektórzy nawet nam machali na pożegnanie. 

Chłód wdzierał się przez okna odrapanego schronienia. Wewnątrz my. Dwoje uciekinierów. Jeśli nas złapią, będziemy mieli przewalone. Nie wiem co zrobiliby ze mną, ale domyślałem się co czekałoby Inoue. Oboje siedzieliśmy pod ścianą przykryci kocami, które zostawił nam kierownik. Po dwóch tygodniach spędzonych w tym miejscu byliśmy naprawdę wykończeni fizycznie i psychicznie. Nie mieliśmy żadnego planu. Nic. Zupełnie nic. Jedzenie też już się skończyło. Byłem nieco zdenerwowany i jednocześnie zaniepokojony. Martwiłem się o Inoue. Podobnie jak ja nie jadła od kilku dni. Nie po to uciekliśmy, żeby teraz umrzeć z głodu! Musiałem coś wymyślić. Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki. Zbliżały się powoli w naszym kierunku. Inoue przysunęła się do mnie i podobnie jak ja spodziewała najgorszego.
-Jesteście tam? – usłyszeliśmy głos za drzwiami. - Otwórzcie. - rozpoznałem go. Pospieszałem do drzwi i otworzyłem. W progu stał mężczyzna trzymający w ręku torbę. – Na pewno jesteście głodni. – powiedział z uśmiechem.
-Kaien! - krzyknąłem - Co ty tutaj robisz? - naprawdę nie miałem pojęcia co się dzieje i jak on się tutaj dostał, ale teraz było najważniejsze, że tu jest.
-Cały czas was szukałem i w końcu się udało. - powiedział z uśmiechem na twarzy i postawił torbę na stole - Masz telefon? - spytał nagle.
-Tak.
-Daj mi go na chwilę. - zrobiłem o co prosił ponieważ i tak miałem dwa. Nie dałem mu swojego tylko ten, który tutaj znalazłem. Wcześniej go sprawdziłem i działał bez zarzutu. - Poczekajcie tutaj na mnie. Zadzwonię po pomoc. Tylko nikomu nie otwierajcie, rozumiecie?
-Tak. - tylko ja odpowiedziałem. Natomiast Inoue wciąż stała i patrzyła na drzwi, które chwilę temu zamknąłem.
-Kurosaki-kun...
-Słucham?
-Chodźmy stąd. - jej prośba naprawdę mnie zaskoczyła.
-Ale dlaczego? - zapytałem chcą znać powód.
-Kurosaki-kun, proszę. - powiedziała to bardzo zniecierpliwionym tonem.
-Wiem, że się boisz, ale nie masz już czego. Mój brat nas stąd wyciągnie. Nie martw się. - nie rozumiałem dlaczego chciała stąd iść. Przecież byliśmy już bezpieczni. Nic nam nie groziło. Jednak po jej zachowaniu wnioskowałem, że coś jest zdecydowanie nie tak. Wyglądała na bardzo, bardzo zaniepokojoną. Jakby miało się stać coś strasznego. - Inoue, powiedz szczerze. Co się dzieje?
-Kurosaki-kun... - zrobiła dłuższą pauzę - Chodźmy stąd.
-Ale... - nie wiedziałem co robić. Ona chciała iść, ja natomiast sądziłem, że nie ma takiej potrzeby skoro brat nas znalazł.
-Proszę. - powiedziała to strasznie błagalnym tonem i wyglądał jakby zaraz miała się rozpłakać. Nie chciałem tego.
-Dobrze. - zgodziłem się ponieważ pomyślałem, że jak wyjdziemy z bloku to spotkamy Kaiena i on uspokoi Inoue. - Chodźmy. - wyciągnąłem do niej rękę. Inoue podała mi swoją dłoń i po chwili byliśmy juz przy drzwiach. Odtworzyłem je. Oniemiałem. W naszym kierunku zmierzali jacyś goście w mundurach. Poznałem, że to policja, ale nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych. Od razu zrozumiałem, że przyszli po nas i to bynajmniej nie po to, aby bezpiecznie odstawić do domu. Nie wiedziałem skąd tak nagle tutaj przybyli. Gdy przyśpieszyli trzasnąłem drzwiami i zamknąłem je na klucz.
-Kurosaki-kun, co się...? - jej wypowiedź przerwało silne uderzenie w drzwi. Momentalnie oboje się odsunęliśmy. Próbowałem szybko wymyślić jakiś plan ucieczki, ale miałem pustkę w głowie. Chyba się bałem. A widok Inoue wcale mi nie pomagał. Była bardziej przerażona ode mnie. Wiedziałem, bo cały czas mocno ściskała moją dłoń.
-Nie bój się. Jakoś uciekniemy. Chodź. - podbiegliśmy do okna. Wyjrzałem przez nie. Na szczęcie była za nim drabinka, po której można było dostać się na dół. - Inoue. Zejdziesz po drabince i uciekniesz.
-Nie zostawię cię, Kurosaki-kun.
-Nie ma na to czasu. Musisz się ratować.
-Ale...
-Proszę. - powiedziałem to już bardziej stanowczo. Nie mogłem pozwolić, żeby coś jej się stało. Nie wybaczyłbym sobie tego - Szybko. - wiedziałem, że musimy się śpieszyć ponieważ ci kolesie cały czas dobijali się do drzwi, które zdecydowanie długo nie wytrzymają. Pomogłem Inoue przejść przez okno i dostać się na drabinkę.
-Kurosaki-kun, ja... - drzwi zostały wyważone. Momentalnie odsunąłem się od okna, a do pomieszczenia wbiegło kilkoro mężczyzn z bronią w ręku. Otoczyli mnie. Nie zamierzałem się nawet bronić. Nie miałem na to szans. Chciałem tylko odwrócić ich uwagę od Inoue.
-Kurosaki-kun!!!
-Inoue! - kiedy usłyszałem jej krzyk zerwałem się w stronę okna jednak jeden z tych gości mnie zatrzymał. Potem poczułem silny cios w głowę i straciłem przytomność.

Gdy wracam do tego momentu nie mogę pojąć co zrobiłem nie tak. Ale... chyba popełniłem za wiele błędów, żeby ufać, że nie mylę się kiedy teraz myślę o przeszłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz