poniedziałek, 17 czerwca 2013

Klatka 3


Jeśli zamierzacie to czytać to odsyłam do pierwszej części. Tam na początku podaję kilka wyjaśnień itd.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jestem tu od sześciu godzin. Nie wiem gdzie i jak trafiłem w to miejsce. Jedyne, co pamiętam to, ból w okolicach głowy i utrata przytomności. Kiedy się ocknęliśmy kazano mi, jej i jeszcze kilku osobom ustawić się w rzędzie. Większość posłuchała, ale ci co odmówili chyba więcej nie mogli się już odezwać. Łatwo to było wywnioskować po odgłosach szarpaniny i kilku strzałach. Gdy wszystko ucichło ktoś popchnął mnie i
krzyknął, żebym szedł przed siebie. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Dziwnie w nim pachniało, jakby zgnilizną albo raczej zwłokami. Nie myliłem się. Dosłownie kilka metrów ode mnie leżał stos trupów, a jakiś metr od niego siedział wielki pies przywiązany łańcuchem bawiący się kością, na której zwisała na pasku skóry dłoń. Zrobiło mi się niedobrze. Już miałem zwymiotować, kiedy ktoś mnie wyprzedził. Całą wydzieliną ze swojego żołądka zachlapał ubranie jednego z EA. Nie wiem od czego ten skrót, ale słyszałem jak się tak do siebie zwracali. Ten wyjął spluwę i wycelował w niego.
-Przestań! - Inoue wybiegła z szeregu i w tym samym momencie tamten człowiek został zastrzelony.
Nikt oprócz nas więźniów się tym nie przeją. Olali to i kazali nam stanąć twarzą do ściany, po czym zaczęli przeszukiwać. Szukano czegokolwiek potwierdzającego naszą tożsamość. Z tego co słyszałem chodziło o spisanie danych. Gdy każdemu z nas zabrali dokumenty odeszli na bok, aczkolwiek niektórzy uważnie nas obserwowali. Wiedziałem, bo lekko odkręciłem głowę. Oprócz kolesi wlepiających w nas oczy zobaczyłem, że tego gościa, którego przed chwilą zabito rzucono na ten stos zwłok, do którego od razu podbiegł pies i zajął się nowym ciałem. Wtedy mój wzrok bardzo szybko znalazł się na ścianie. Słychać było tylko dźwięk rozszarpywanego ciała. Pomyślałem, że podobnie do mnie, inni też próbują powstrzymać się od wymiotowania. Okropne. W dodatku cały czas docierał do mnie płacz Inoue. Ale szybko ucichła. Uderzono ją. Nie wytrzymałem. Momentalnie znalazłem się przy gościu, zamachnąłem na niego i trzasnąłem mu w ryja. Zaraz się zlecieli jego koledzy i mnie otoczyli. Obróciłem się wokół własnej osi, żeby policzyć ilu mam przeciwników. Ośmiu, sporo. Nie było czasu na wahanie. Postanowiłem wykorzystać nabyte umiejętności. Jeden zaatakował. Odsunąłem się w bok i uderzyłem go w kark. Padł i już nie wstał. Drugi wyjął nóż i skierował go w mój brzuch. Zatrzymałem jego rękę, wykręciłem do tyłu i kopnąłem tak, że wpadł w ramiona swojego kolegi i razem upadli. Trzeci już bardziej podskakiwał. Wywijał nogami jakby tańczył. Nie pozostałem mu dłużny. Stanąłem na rękach, oplotłem swoje nogi wokół jego szyi i rzuciłem nim o ścianę. Ludzie którzy stali przy ścianie osłupieli. Patrzyłem na ich wybałuszone oczy wlepione we mnie dopóki ktoś krzyknął, żebym uważał. Odwróciłem się i dostałem w twarz. Cios był silny. Trochę mnie odrzuciło do tyłu, ale nie poddałem się. Szybko przybrałem pozę obronną. Ten kolo z kolei wyglądał na bardziej wytrzymałego. Ruszył na mnie i zamachnął się prętem trzymanym w prawym ręku. Zablokowałem cios i kopnąłem go w krocze. Odruchowo złapał się za nie. Wykorzystałem to i od razu uderzyłem w twarz. W tym samym momencie rozległ się odgłos strzału. Odwróciłem głowę i zobaczyłem jak jakiś mężczyzna upada na ziemię. Potem kolejny strzał. Znów kogoś zabito. I następny. Ludzie stojący w szeregu pod ścianą po kolei upadali na ziemię. Wszyscy zamarli.
-Jeśli się nie uspokoisz wszyscy zginiecie. - usłyszałem bezbarwny głos postaci stojącej na balkonie.
Przez to straciłem czujność co przeciwnicy wykorzystali. Jeden złapał mnie z tyłu i obezwładnił. Drugi kilka razy uderzył w twarz a potem w
brzuch. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Traciłem świadomość. Jedyne co słyszałem to szlochanie Inoue odbijające się echem w mojej
głowie.

Gdy tylko otworzyłem oczy od razu zerwałem się na nogi. Nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. Byłem w klatce. Rozejrzałem się. Obok mnie siedział, a właściwie leżał jakiś mężczyzna. Miał trochę poszarpane ubrania. Wyglądał jakby dużo przeszedł, ale chyba był wyluzowany.
-Gdzie my jesteśmy? - spytałem gładząc się po głowie. Trochę bolała.
-Nie wiem. - odpowiedział nie otwierając oczu.
-Jak to nie wiesz? Przecież... - w tym momencie zrozumiałem, że nigdzie nie ma Inoue - Gdzie Inoue?!
-Kto? - spytał leniwie.
-Dziewczyna, z którą byłem. Gdzie ona jest?!
-A skąd mam wiedzieć? - spytał jakby urażony, że w ogóle się odezwałem - Poza tym nawet jeśli ją znajdziesz i tak nic nie będziesz mógł zrobić.
-Ale... - podłamałem się słysząc jego zrezygnowany ton - ...jak to.. nic?
-Jesteś tutaj nowy, prawda?
-Tak. Nazywam się...
-2. - przerwał mi - Od momentu, w którym trafiłeś do tego miejsca jesteś 2.
-Dlaczego 2?
-Ponieważ tak masz napisane na opasce. - wskazał na moją rękę.
-Aaaaa, rzeczywiście. - przytaknąłem oglądając pasek zawinięty na moim nadgarstku.
-Jestem 380. Miło mi. - podał dłoń, a ja uścisnąłem.
-Więc powiesz mi co tu się dzieje? Barak, zwłoki. Nie kapuje tego i...
-Uprowadzono was albo naraziliście się komuś. Podobnie jak ja.
-To znaczy?
-Zanim tu trafiłem byłem dziennikarzem, ale dorabiałem jako prywatny detektyw. Zainteresowały mnie coraz częstsze zniknięcia. Za sprawą gazety nie mogłem prowadzić śledztwa, żeby nikogo nie narażać, więc postanowiłem sam się tym zająć. Miałem szczęście, bo dwójka moich najlepszych przyjaciół pomogła mi. Im głębiej wnikaliśmy tym bardziej przerażające fakty wychodziły na światło dzienne. Yoruichi mówiła,
żebyśmy dali sobie spokój i że nic dobrego z tego nie wyjdzie, ale my z Uraharą musieliśmy doprowadzić sprawę do końca.
-U-Urahara-san?
-Znasz go?
-Tak... jakby.
-No proszę. Jaki ten świat mały. - uśmiechnął się - A co u niego? Dalej ma swój sklep?
-Nie... - nie wiedziałem co powiedzieć. Właściwie zastanawiałem się dlaczego rozmawiamy o nim. W dodatku ten mężczyzna twierdzi, że sklepikarz był jego przyjacielem. Więc dlaczego tutaj jest? Urahara-san nie wyglądał na takiego, który by porzucił przyjaciela w potrzebie, ale po tym jak tak nagle zlikwidował sklep i zniknął wszystko jest możliwe. Teraz zastanawiam się czy dobrze zrobiłem ufając mu.
-Coś się stało?
-Nie, nic, tylko... To przez Uraharę-sana tutaj trafiłeś?
-Ależ skąd. - zaprzeczył z uśmiechem - Jestem tutaj na własne życzenie.
-To brzmi tak jakbyś zrobił coś strasznego.
-Nie tyle strasznego co ryzykownego. Ogólnie na potrzeby śledztwa przeniknąłem do tego zepsutego świata. Za wszelką cenę chciałem odkryć prawdę i tu już nawet nie chodziło o dobro publiczne. Chciałem zaspokoić swoją ciekawość. Po prostu musiałem wiedzieć kto za tym wszystkim stoi.
-I czego się dowiedziałeś? - spytałem zaciekawiony opowieścią.
-Handel ludźmi i zmuszanie ich do prostytucji. To wszystko pod przykrywką niepozornych lokali. A najlepsze jest to, że stoi za tym człowiek,
którego nikt nie podejrzewa.
-To znaczy?
-Kiedy drążyłem z przyjacielem tę sprawę dowiedzieliśmy się, że ten, który wszystkim steruje to premier Japonii.
-P-Premier? - teraz naprawdę mnie zaskoczył - To dlaczego go nie aresztują?
-Żeby kogoś wsadzić trzeba mieć dowody. A tu ich brak.
-A to miejsce?! Wystarczy, że pokazalibyśmy im je i...
-Zwariowałeś? - przerwał mi stanowczo - Jesteśmy oddaleni o jakieś sześć tysięcy kilometrów od stolicy. To kompletne pustkowie. Nikt normalny nie zapuściłby się w te tereny. Nie ma szans, żeby ktokolwiek nas uratował.
-Ale...
-Uwierz, wiem co mówię. Sam jestem tu od trzech miesięcy.
-Trzech?
-Teraz kiedy o tym myślę, nie mogę uwierzyć, że tyle tu wytrzymałem. Ale to raczej nie moja zasługa. - uśmiechnął się z ironią - Mógłbym powiedzieć, że to im zawdzięczam życie. Cieszę się, że jeszcze nigdzie mnie nie sprzedano.
-Sprzedano? - naprawdę się zdziwiłem.
-Jeszcze nie rozumiesz? Ci wszyscy ludzie są przeznaczeniu do burdelu. Spójrz. Jest tu większość kobiet.
-Faktycznie. - rozejrzałem się i w każdej klatce siedziało po kilka. - Boże. Co się z nami stanie...
-Jak to co? Najprawdopodobniej sprzedadzą nas do jakiegoś lokalu i zmuszą do prostytucji. - nie odezwałem się. Nie wiedziałem co
powiedzieć. W dodatku myśl, że coś takiego ma spotkać Inoue, mnie i tych wszystkich ludziom była dobijająca. Ogarnęła mnie bezsilność.
Oparłem się o ścianę i zastanawiałem co mogę zrobić.

-D-Dzień dobry. - powiedział młody chłopak kłaniając się najniżej jak tylko mógł w stronę gości, którzy chwilę temu zjawili się tutaj.
-Teraz już tak nie cfaniakujesz, co? - czarnowłosy podszedł do niego i przycisnął jego głowę niżej.
-Tak jest! - odpowiedział z lekkim strachem.
-Podoba mi się ten dzieciak. - Jiruga uśmiechnął się szeroko - Mogę go sobie wziąć?
-Rób co chcesz. - odpowiedział spokojnie Kira - Ale najpierw wykonaj swoją robotę.
-Nie musisz mi przypominać. - poczochrał włosy chłopca zostawiając je w totalnym nieładzie - Poczekaj tu na mnie, młody.
-T-tak. - odpowiedział zaniepokojony. Sądził, że to żart, ale Nnoitora wciąż się do niego szczerzył. To było z lekka przerażające.
-Tesla, mógłbym dostać listę towaru? - spytał uprzejmie Izuru widząc twarz chłopca.
-Tak. - teraz powiedział już bardziej pewny siebie. Podszedł do biurka i wyciągnął z niej zlepek kartek. - Proszę wybaczyć, że tak długo. Tu jest lista. - podał ją blondynowi, który dla pewności jeszcze o coś spytał - Czy były jakieś problemy?
-Tylko zamieszki w baraku.
-Zamieszki? - spytał Grimmjow surowym tonem, nagle interesując się rozmową.
-T-Tak. Na szczęście pan Shiffer wszystkim się zajął.
-Ulquiorra... - mruknął do siebie niebieskowłosy - Co on, do diabła, tutaj robi? - na sam dźwięk jego imienia Jaegerjaquez się wkurwiał. Miał nadzieję, że już nie będzie musiał patrzeć na jego twarz. A tu proszę.
-Grimmjow. - mężczyzna podniósł głowę na dźwięk swojego imienia - Idziemy.

Przeszli przez długi korytarz i skręcili zatrzymując się przed pomieszczeniem, w którym był nowy towar. Tesla otworzył drzwi i wpuścił ich do środka. Kiedy tylko weszli zapanowała kompletna cisza. Więźniowie nie wiedzieli na kim zawiesić wzrok. Jedni wpatrywali się w czarnowłosego, który wzbudzał strach swoim dziwnym wyrazem twarzy, inni wlepili wzrok w blondyna wyglądającego na przygnębionego, niektórzy obserwowali kobietę stojącą obok niego. Jednak nikt wolał nie patrzeć na niebieskowłosego, ponieważ wyglądnął jakby w każdej chwili mógł kogoś zastrzelić. Nagle zadzwonił telefon.
-To mój. - odezwał się Kira i wyjął go z kieszeni - Słucham? Dobrze. - rozłączył się - Słuchajcie. Otrzymałem pilny telefon i muszę na chwilę wyjść. Dlatego zostawiam to w waszych rękach. Tylko nie zróbcie bałaganu. - osobiście wolałby ich nie zostawiać. A w szczególności Grimmjowa. Jednakże sprawa nagliła i na wszelki wypadek zostawił z nim Nnoitorę oraz Nemu. Stwierdzając, że w razie czego powinni sobie z
nim poradzić, odwrócił się i wyszedł.
-Dobra. - Jaegerjaquez zaczął przewracać kartki z listą, aż znalazł poszukiwaną - To ona. Jest w trójce. Wyciągnij ją. - zwrócił się do Nnoitory, który razem z Nemu już był przy klatce. Kobieta otworzyła jedną z klatek, po czym wszedł do niej czarnowłosy. Chwycili Inoue za rękę, wywlekł ją z celi i postawił przed obliczem Grimmjowa, który w tym momencie pełnił rolę szefa. Od razu przeszedł do rzeczy. - Dawnośmy się nie
widzieli, głupia szmato. - wymierzył jej policzek - Przez ciebie straciłem sporo czasu. Dlatego musisz mi to wynagrodzić. - westchnął gdy zobaczył, że dziewczynie płyną łzy - No tak. Z niej chyba pożytku nie będzie.
-Co chcesz zrobić? - spytał Nnoitora.
-Jak to co? - niebieskowłosy wyciągnął broń i przyłożył lufę do jej czoła - A teraz gadaj gdzie ten gówniarz. - dziewczyna od razu zrozumiała, że chodzi o Ichigo. Od czasu gdy tu trafiła w ogóle go nie widziała, ale wiedziała, że najprawdopodobniej jest w jednej z klatek. Jednak nie zamierzała tego zdradzić.
-Nie wiem.
-Myślisz, że ci uwierzę? - odbezpieczył broń - Gadaj albo rozwalę ci ten łeb.
-Naprawdę nie wiem.
-Ty suko! - chciał nacisnąć spust, lecz Nnoitora powstrzymał go.
-Nie możesz jej zastrzelić. Wiesz o tym, prawda?
-Tsk. - spojrzał na dziewczynę, której po policzkach spływało więcej łez niż przedtem. Jednak nie zamierzał tego tak zostawić. Zwłaszcza po tym jak los dał mu niepowtarzalną szansę odegrania się. Przez to, że nie udało mu się upilnować tej dwójki miał wiele nieprzyjemności i o mało nie wrócił do więzienia. Dlatego kiedy usłyszał, że Ichigo i Orihime zostali schwytani od razu chciał znaleźć się w tym miejscu. Chociaż nie było łatwo. Ale jest tutaj. Na samą myśl spotkania był podekscytowany. Miał ochotę ich zmasakrować.
-Ej, Grimmjow.
-Czego? - warknął zły.
-Idę się odlać. Załatw to i spadamy. - odwrócił się w stronę drzwi, ale zaraz potem dodał - Tylko nie przesadź. - niebieskowłosy wyszczerzył
zęby.
-Skoro ten idiota sobie poszedł... - popatrzył na dziewczynę, która odwdzięczyła mu się tym samym - Zabawmy się. - chwycił ją za włosy i podniósł broń w górę. Więźniowie zawiesili na nim wzrok wyczekując dalszych wydarzeń. Jednak nie wszystkim się to podobało. Większość osób nie chciała nawet na to patrzeć z obawy o swoje życie, z czego Grimmjow czerpał nieopisaną satysfakcję. Chciał żeby się go bano. To
uczucie władzy było niesamowite. Zwłaszcza teraz, gdy dopełni się jego zemsta. - Będę strzelał do każdego po kolei aż pokażesz swoją mordę, słyszysz?! - krzyknął mając nadzieję, że to wybawi chłopaka z ukrycia - Jeżeli nie wyjdziesz będziesz miał tych ludzi na sumieniu.

Nie zawahałem się przed wyjściem. Chciałem to zrobić wcześniej, ale współlokator skutecznie mnie zatrzymał. Powiedział, że to tylko pogorszy sprawę. Mimo to nie stanąłem przy kratach rzucając Grimmjowowi groźne spojrzenie.
-No i szczyl się znalazł. - stwierdził patrząc na mnie z uśmiechem - A mówiłaś, że nie wiesz gdzie jest. - uderzył Inoue i upadła na ziemię.
-Grimmjow! - chwyciłem za kraty i zacząłem nimi telepać - Ty cholerny...
-Wrzuć na luz dzieciaku. Chodzi mi tylko o ciebie. - jego oczy zabłysły i skierował broń w moją stronę - Jak myślisz, trafię z tej odległości?
-Chcesz strzelić do kogoś, kto jest zamknięty w klatce? To tchórzostwo. - naprawdę tak uważałem. Jednakże normalnie bym tego nie powiedział do kolesia, który do mnie celuje. Jednak tu miałem ukryty cel. Znając jego charakter wkurzy się i na pewno każe mnie wypuścić, aby skończyć ze mną uczciwie. Nie pomyliłem się. Już po chwili usłyszałem prosty rozkaz.
-Wypuść go.
-Ale... - odezwała się kobieta stojąca obok niego - Nie możesz...
-Zamknij się, bo ciebie też zabiję! - warknął. Mimo groźby kobieta w ogóle nie poruszyła się. Dlatego Grimmjow wziął zamach i uderzył ją w twarz. Kiedy upadła na ziemię schylił się i wziął klucze, które wypadły jej z ręki. Potem rzucił je pod moją celę. - Wyłaź stamtąd! - wziąłem klucze i zacząłem sprawdzać każdy po kolei. Pierwsze dwa nie pasowały. Trzy kolejne też nie. W końcu natrafiłem na ten właściwy, jednak udałem, że to również nie był ten. Sprawdziłem resztę i żaden nie pasował. Wiedziałem, który był odpowiedni jednak chciałem wszystko jeszcze trochę przeciągnąć, żeby dokładnie opracować plan działania, który w między czasie wpadł mi do głowy. - Szybciej do cholery! - usłyszałem w jego głosie wielkie zniecierpliwienie. Wiedziałem, że był zdenerwowany i nie zamierzałem go więcej prowokować. Dlatego wykonałem polecenie. Otworzyłem drzwi i wyszedłem z klatki niepozornie zostawiając w niej klucze. Może mój współwięzień również chce się stąd wydostać. Pomyślałem, że niebieskowłosy jest tak mną zaabsorbowany i nie zauważy. Miałam rację. Nawet się nie zorientował. Ale za to podszedł do mnie i przystawił mi lufę do głowy. Chyba domyślił się, że coś kombinuję i nie chciał dać mi czasu na podjęcie jakichkolwiek działań. - Jakieś ostatnie słowa, smarkaczu? - nie odpowiedziałem, tylko momentalnie się schyliłem i rzuciłem na niego uderzając go głową w brzuch. To było silne uderzenie, więc obaj upadliśmy na ziemię. Oczywiście to nie był mój plan, ale teraz nie pozostawało mi nic innego. Nie miałem czasu się zastanawiać czy właściwie robię. W tej chwili liczyło się tylko uratowanie Inoue. Dlatego uderzyłem Grimmjowa w twarz. Zabrałem mu broń i szybko wstałem. Podbiegłem do Inoue i lekko ją podniosłem.
-Kurosaki-kun... - powiedziała cicho - Przepraszam.
-Nie musisz. - odparłem i pomogłem jej wstać. Na prawdę cieszyłem się, że nic jej nie jest. Popatrzyłem w stronę niebieskowłosego. Nie ruszał się. Stwierdziłem, że stracił przytomność. Tym lepiej dla nas. Nie wiem czy poradziłbym sobie z nim. Nawet nie miałem zamiaru tego sprawdzać. Poza tym nie było na to czasu. Musieliśmy uciekać. - Możesz chodzić?
-Tak. - odpowiedziała łagodnym tonem. Nie zwlekając ruszyliśmy w stronę wyjścia. W końcu wyszliśmy z tego obskurnego pomieszczenia. Ostrożnie przeszliśmy wzdłuż długiego korytarza aż dotarliśmy do kolejnych drzwi.
-Zostań z tyłu. - poprosiłem Inoue, która stanęła za moimi plecami. Powoli otworzyłem drzwi i wystawiłem głowę. Rozglądając się na boki stwierdziłem, że jest bezpiecznie. - Możemy iść. - chyba powiedziałem to zbyt cicho, bo z jej strony nie było żadnej reakcji. Kiedy się odwróciłem wiedziałem dlaczego. Stała we łzach trzymana przez jakiegoś długowłosego mężczyznę. Nie mogła nic powiedzieć ponieważ zatkał jej usta ręką. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. W pewnym momencie wskazał na mnie palcem i rzekł.
-Masz przejebane. - jego słowa w dziwny sposób dotarły do mnie. Poczułem strach.
-Ty pieprzony gówniarzu! - usłyszałem głos za czarnowłosym i zobaczyłem jak Grimmjow wolnym krokiem zmierza w nasza stronę. Chyba nie do końca stanął na nogi po moim ciosie, ponieważ idąc jedną ręką opierał się o ścianę. - Zabiję cię, słyszysz?! Ukatrupię! - chwilę później za moimi plecami pojawił się Kira. Dokładnie zbadał oczami zaistniałą sytuację, po czym spojrzał na mnie ze współczuciem i rzekł.
-Nie powinieneś robić tyle zamieszania wokół własnej osoby. Bycie szumowiną nie przystoi własności Tensa-samy. - nie wiedziałem o czym on mówi, ale wyraźnie zwracał się do mnie.
-Co masz na myśli? - spytałem zaintrygowany.
-To co słyszałeś.- odpowiedział bez większego entuzjazmu.
-Dlaczego to robicie?! - chyba wiedział, że tak zareaguję dlatego od razu dodał.
-Nie zrozum mnie źle. - powiedział wyjątkowo zmęczonym głosem - Inoue-san jest teraz w naszych rękach. Dopóki będziesz posłuszny nic jej nie zrobimy. - kiedy to usłyszałem wezbrał we mnie gniew. Miałem ochotę przywalić tlenionemu za taką gadkę. Jednak powstrzymałem się gdyż to jeszcze bardziej mogłoby pogorszyć sytuację. - Widzę, że zrozumiałeś. Teraz pójdziesz ze mną.
-Kurosaki-kun! - usłyszałem głos Inoue i odwróciłem się w jej stronę. Teraz miała odsłonięte usta, więc mogła mówić. - Kurosaki-kun... - po
oczach spłynęło jej kilka łez. Wiedziałam, że się boi zarówno o mnie jak i o siebie. Ja też obawiałem się o jej życie dlatego chciałem ją uspokoić.
-Nie martw się, Inoue. Szybko to załatwię i przyjdę po ciebie. Obiecuję. - typowe słowa mówione w takiej sytuacji. Nie były to dość wyszukane, biorąc pod uwagę, że to być może już ostatnia wypowiedź w moim życiu. W dodatku obietnica bez pokrycia. Dlaczego miałem przeczucie, że dałem jej fałszywa nadzieję? Ale lepiej mieć fałszywą niż żądną, prawda?
-Kurosaki-kun... - nic nie odpowiedziałem tylko zwróciłem się do Kiry
-Jeżeli z tobą pójdę nic jej nie zrobicie, racja?
-Tak.
-Dobrze. Chodźmy. - powiedziałem to zdecydowanie. Teraz nie pozostawało mi nic jak tylko grać według ich zasad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz