wtorek, 18 czerwca 2013

Klatka 11


Wciąż siedziałem pod drzwiami zastanawiając się co dalej ze mną będzie. Jedyne co przychodziło mi do głowy to to, że zostanę tu na zawsze i do końca życia będę wykorzystywany. W dodatku ciągle myślałem o tamtej nocy. W jednej chwili ogarnął mnie lęk. Byłem przerażony, nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Boje się. Pierwszy raz w życiu tak się boję. Nagle z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Podniosłem się gwałtownie, ale szybko ogarnąłem sytuację. To tylko mój telefon. Mimo, że wiedziałem o tym nie poszedłem od razu odebrać. Może to on mnie do siebie wzywa. Powiedział, że zawsze mam odbierać jego telefony. Niepewnie, ale wziąłem telefon. Odetchnąłem z ulgą. Tato. Najpierw pomyślałem, że nie powinienem z nim gadać, bo się rozkleję, ale nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-H-Halo. - powiedziałem jakbym szukał potwierdzenia, iż to właśnie on.
-Jak tam leci, synu?! - myślałem, że ogłuchnę.
-Przestań wrzeszczeć! - byłem jeszcze oszołomiony krzykiem ojca do słuchawki i nie za bardzo słyszałem co mówił, ale wychwyciłem ostatnie zdanie.
-Dobrze się odżywiasz?
-Tak. - odpowiedziałem najbardziej przekonująco jak potrafiłem.
-Kiedy wracasz?
-Kiedy? - nie miałem pojęcia jak mu powiedzieć, że chyba... nigdy.
-No tak. Przecież niedługo zaczynasz szkołę. - kiedy to powiedział zamurowało mnie. To oczywiste. Mam szesnaście lat i jestem uczniem szkoły średniej. Nagle coś we mnie odżyło. To był punkt zwroty w całej tej sytuacji. Przecież on nie może mnie tu więzić. Jeśli nie będę chodził do szkoły będzie mnie ścigać prawo, a co za tym idzie jago też. Poczułem, że jestem w stanie się stąd wyrwać. W głowie nawet układał mi się jakiś plan. Musiałem tylko to dobrze rozegrać.
-Tato, muszę kończyć. - szybko się rozłączyłem i pełen jakiejś niezdrowej nadziei wybiegłem z pokoju. Nie mam pojęcia czy w tej sytuacji można było znaleźć jakąkolwiek odwagę, czy to może był zwykły impuls, ale kierowałem się w stronę pokoju tego człowieka. Przebiegłem korytarz i znalazłem się przed jego drzwiami. Nawet nie zapukałem. Wparowałem do środka. Dobrze, że był w pomieszczeniu. Przynajmniej nie musiałem go szukać. Pewnie zgubiłbym się w tym domu. Natomiast on powoli odłożył jakaś teczkę i spojrzał na mnie.
-Potrzebujesz czegoś?- spytał dość łagodnie jakby w ogóle się tym nie przejął.
-Nie możesz mnie tu trzymać! - krzyknąłem pierwszą rzecz jaka przyszła mi na myśl.
-Jeżeli chcesz z kimś porozmawiać nie powinieneś krzyczeć. Dlatego wróć tu kiedy się uspokoisz.
-Nie! - uderzyłem dłońmi w jego biurko - Powiem to teraz! - niby krzyczałem, ale mój opór trochę się osłabł, ponieważ znów zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem.
-Wydaje mi się, że teraz rozmowa z tobą nie ma sensu.
-Że co? A kim ty jesteś żeby o tym decydować?! - muszę przyznać, że język mi się plątał. Chyba pierwszy raz miałem tyle do powiedzenia, a właściwie wygarnięcia komuś. Ale ostatecznie przeszedłem do setna spawy. - I w ogóle jakim prawem mnie tu trzymasz?!
-Dziwię się, że dopiero teraz o to pytasz. - otworzył szufladę swojego biurka i wyciągnął z niej jakiś papier, po czym położył go przede mną.
-To jest... - powiedziałem jakby pytająco, ponieważ nie byłem w stanie niczego przeczytać.
-Akt własności. - wyjaśnił - A dokładniej dokument, który mówi, że należysz do mnie.
-C-Co takiego? - on chyba żartował. To przecież nie może być prawda. - Niemożliwe!
-A jednak realne. - powiedział to w taki sposób jakby dla niego takie coś było całkiem normalne - Skoro już wiesz to opuść ten pokój. Jestem zajęty.
-Ale jakim cudem...? - kontynuowałem z niedowierzania.
-Przecież sam to podpisałeś.
-Nie prawda! Ja niczego nie...! - urwałem, bo przypomniałem sobie jak w tamtym lokalu w dzielnicy Kabuki Kira dał mi dokument. Podobnie jak tego nie mogłem przeczytać. - Kira powiedział, że jeżeli tego nie podpiszę nie wyjdę stamtąd.
-Cały on. Muszę mu powiedzieć, żeby jaśniej się wyrażał.
-Jestem nieletni. Coś takiego nie mogło zadziałać!
-Oczywiście, że nie. - stwierdził stanowczo - Dlatego musiałem mieć podpis jednego z rodziców.
-Nie kłam! Tato nigdy by się na to nie zgodził. - byłem tego pewny. Tato przenigdy nie oddały mnie jakiemuś obcemu człowiekowi.
-A twoja matka?
-Nie żyje.
-Jesteś pewny? - dlaczego to zabrzmiało tak jakbym się mylił? Przecież mówię prawdę. Mama zginęła kiedy byłem mały. Byłem na pogrzebie, w każdą rocznicę odwiedzałem grób. Do tej pory nie mogę się pozbyć poczucia winy. Więc co on do cholery sugeruje?! - Nie wierzysz mi, prawda? - to chyba oczywiste. Jakbym mógł uwierzyć w coś takiego? - W takim razie przyjrzyj się. - podsunął bardziej dokument, a ja wziąłem go do ręki. Myślałem, że zemdleję. Zobaczyłem podpis mojej mamy. Nie mogłem go pomylić, ponieważ wiele razy widziałem jak się podpisywała.
-To... To nieprawda! Moja mama nie żyje! Umarła dawno temu! Więc dlaczego...?
-Widzę, że nie wiesz zbyt wiele o swojej rodzinie.
-Ale ja mam przyjaciół, szkołę... - zacząłem już tylko z bezsilności - Nie możesz...!
-Sądzę, że z przyjaciółmi sobie poradzisz, a o szkołę nie musisz się martwić.
-Jak to?
-Przed chwilą ją kupiłem.
-K-Kupiłeś?
-Muszę powiedzieć, że dyrektor nie był zbyt drogi. Wystarczyło kilka milionów. - to był chyba jakiś koszmar. Bardzo, ale to bardzo zły. Chciałem się obudzić, lecz nie mogłem. Nie wiedziałem co robić. Z tego wszystkiego tylko jedno cisnęło mi się na usta.
-Wypuść mnie. - poprosiłem najbardziej błagalnie jak mogłem. On tyko westchnął wstając z fotela. Kiedy zobaczyłem, że idzie w moim kierunku zrobiłem kilka kroków to tyłu, ale nim się zorientowałem był już przy mnie. Chwilę później objął moją twarz dłońmi i spojrzał głęboko w oczy.
-Posłuchaj uważnie, Ichigo. - zrobił pauzę - Należysz do mnie. Zarówno ty jak i twoje ciało. - znów pauza - Dam ci wszystko czego będziesz potrzebował. Ty tylko musisz być posłuszny. - kiedy skończył opuścił ręce, a ja wciąż stałem w jakimś osłupieniu. Nie wiem dlaczego, ale to co powiedział wywarło na mnie ogromne wrażenie. Oczywiście to negatywne. - Teraz wróć do swojego pokoju i poczekaj tam aż będziesz mi potrzebny. - no jasne. Najłatwiej zbyć mnie w ten sposób i dać mi do zrozumienia, że jeszcze będę użyteczny. Ale posłuchałem go. A co miałem zrobić? Zresztą bałem się, że jeżeli zostanę dłużej to on zacznie się do mnie dobierać. W sumie teraz byłoby mi wszystko jedno. Skoro i tak nie mam wyjścia. Powtarzałem to sobie całą drogę do pokoju, a mimo to czułem się okropnie. Bo niby jak mam powiedzieć tacie, że ktoś tak po prostu sobie mnie przywłaszczył. A żeby tego było mało kupił szkołę. Nie zdziwiłbym się gdyby postawił mi ultimatum typu: albo będziesz posłuszny, albo twoim koledzy stracą miejsce do nauki. Pierwszy raz w życiu miałem ochotę wyskoczyć przez okno. Tak po prostu. Już nawet przy nim stałem. Wiedziałem, że gdybym to zrobił skończyłoby się moje cierpienie. Mimo tej świadomości nie potrafiłem. Za mało odwagi, a może tylko chwilowy przypływ emocji i takich myśli. 

Potem już nie wezwał mnie do siebie, za co byłem naprawdę wdzięczny. Resztę dnia spędziłem w swoim pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz