wtorek, 18 czerwca 2013
Klatka 4
Jakoś nie przepadam za płaczliwym Ichigo, ale w jego sytuacji każdy by płakał, więc sami rozumiecie. Innymi słowy jest jak jest :)
To się przyda:
Yukata - rodzaj lekiego koimona noszona w czasie świąt letnich, festiwali i różnych uroczystości.
Obi - wspólna nazwa dla kilkunastu rodzajów pasów i szarf do przepasywania tradycyjnych japońskich kimon.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kiedy wyszliśmy z budynku zacząłem się rozglądać na wszystkie strony. Mój współwięzień miał rację. Kompletne pustkowie. Nigdzie żywej duszy. Żadnego zwierzęcia czy nawet roślin. W dodatku ziemia była wyschnięta i popękana. Wyglądała jak twarz babci po dziewięćdziesiątce. Pewnie od dawna tu nie padało. Czułem się jak na pustyni. Chciałem zapytać gdzie dokładnie się znajdujemy, ale wyczułem, że blondyn wolałby nie wdawać się ze mną w dyskusję. Szedłem za nim cały czas nawet na niego nie patrząc. W pierwszym momencie miałem taką myśl, żeby uciec, ale szybko zrezygnowałem. Nie chciałem narażać Inoue. Dlatego postanowiłem przez jakiś czas wykonywać ich polecenia. Przynajmniej do momentu kiedy dostanę się do miasta. Jest szansa, że tam znajdę jakąś pomoc. Kiedy doszliśmy do bramy blondyn szybko ją otworzył. Za nią czekał już samochód, a przy nim stał szofer. Gdy nas zobaczył od razu otworzył drzwi auta.
-Wsiadaj. - blondyn zwrócił się do mnie w bardzo oschły sposób. Mimo to wykonałem polecenie. - Nie mogę pojechać z tobą, bo muszę posprzątać ten bałagan, który tutaj zrobiłeś. - wiedziałem, że kiedyś mi to wypomni. Ale miał do tego prawo. Dlatego spokojnie go słuchałem. - Resztę zostawiam tobie. - zwrócił się do kierowcy, który zaraz potem wsiadł do samochodu. Nagle zatrzaśnięto mi drzwi przed nosem i ruszyliśmy. Wbiło mnie w tylne siedzenie i przez chwilę nie mogłem się ruszyć. Jednak gdy szofer wyrównał prędkość mogłem już normalnie siedzieć.
-Dokąd jedziemy? - spytałem, jednak kierowca nic nie odpowiedział. Pomyślałem, że mnie nie usłyszał. Powtórzyłem - Dokąd jedziemy? - znów brak reakcji. Domyśliłem się, że nie otrzymam odpowiedzi, więc zamilkłem. Cały czas patrzac na mijane otoczenie poczułem senność. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Gdy się obudziłem było już ciemno. Nie wiem która dokładnie była godzina, więc chciałem zapytać, ale nawet nie zacząłem zdania ponieważ niespodziewanie samochód stanął. Chwilę potem otworzono mi drzwi. To znaczyło, że miałem wysiąść. Kiedy znalazłem się na świeżym powietrzu spotkało mnie zaskoczenie. Znajdowaliśmy się w jakimś cichutkim miejscu. Na pewno nie było to miasto, aczkolwiek znajdowały się tu domy. Podobne do tego, przed którym teraz staliśmy, jednak ten był o wiele większy i piękniejszy. Wyglądał na willę.
-Za mną. - powiedział szofer i otworzył bramę. Gdy tylko przeszliśmy przez nią ponownie ją zamknął. Szedłem za nim cały czas nie mogąc się nadziwić temu miejscu. Było naprawdę pięknie. Co prawda niewiele widziałem, jednak stwierdziłem tak po miejscach, które były oświetlone ozdobnymi lampami ogrodowymi.
-Co to za miejsce?
-Dom panicza. - nie mogłem uwierzyć, że kogoś było na to stać. Widać, że ten ktoś jest dziany. Nagle pomyślałem, że powinienem zacząć działać. Jednak szybko uniemożliwiono mi to. - Nie powinieneś robić niczego pochopnie. To ci nie pomoże. - skąd on wiedział, że chcę coś zrobić?
-Dlaczego?
-Ponieważ twój los został już przesądzony. - kiedy to powiedział przeszły mnie ciarki i w tym samym momencie zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Kierowca wyjął srebrne klucze i znalazłszy ten odpowiedni otworzył drzwi. Weszliśmy do środka. Kiedy zamknięto je za mną poczułem strach. Nie bałem się ciemności, ale tutaj było wyjątkowo ciemno. Nic nie widziałem. Dlatego byłem naprawdę wdzięczny, gdy trochę się rozjaśniło. - Za mną. - rozkazał trzymając świecznik w ręku. Szliśmy do momentu, w którym szofer zatrzymał się przed czymś co przypominało szafę. Odstawił świecznik i otworzył ją. Wyciągnął wielkie czarne kwadratowe pudełko, po czym wręczył mi je. - Weź to i idź do łazienki. - spojrzałem na niego pytająco - Korytarzem prosto i na lewo. - wolałem nie pytać o nic więcej. Zresztą sam się domyśliłem, co mam zrobić. Tylko zastanawiało mnie po co. - Masz dwie godziny. - czemu tylko tyle? To nie wystarczy na wymyślenie porządnego planu. Jednak nie zamierzałem tutaj tkwić. - Weź jeszcze to. - podał mi jedną świeczkę i wtedy skierowałem się w stronę wyznaczonego miejsca. Z trudem, ale znalazłem łazienkę. Zapaliłem światło, po czym zdmuchnąłem świeczkę i postawiłem ją na szafce. Oniemiałem. Pomieszczenie było bardzo duże. Miałem wrażenie, że większe od mojego rodzinnego podwórka. Ściany były biało niebieskie. Sauna i jacuzzi też się tu znajdowały. Wszystko gdzieniegdzie posrebrzane. Ale jedno zwróciło moją uwagę. Toaleta. Przyjrzałem się bardzo uważnie. Jednak zignorowałem to. Bo przecież niemożliwie, żeby ktoś miał deskę klozetową wysadzaną diamentami... prawda? Nie zwlekając dłużej przygotowałem sobie kąpiel. Muszę przyznać, że naprawdę miałem ochotę się wykąpać, ale wciąż nie mogłem pozbyć się uczucia lęku. Jakby dzisiaj miało zdarzyć się coś strasznego. Mimo to zacząłem myśleć nad planem. Trochę mi zeszło. Nie wiedziałem ile czasu minęło, ale stwierdziłem, że pora już kończyć. Niechętnie to zrobiłem, ponieważ pierwszy raz biorę kąpiel w tak wygodnej wannie. Stojąc już poza nią wziąłem ręcznik i zacząłem się wycierać. Jeszcze nigdy nie dotykałem tak miękkiego ręcznika. Na pewno musiał sporo kosztować. Teraz przyszedł czas na ubranie. Otworzyłem pudełko. Tak jak się spodziewałem były w niej jakieś ciuchy. Chyba czas mi się już kończył, dlatego szybko ją nałożyłem i przejrzałem się w lustrze, po czym opuściłem pomieszczenie. Na szczęście nie miałem zbytnich trudności z powrotem do miejsca, z którego wyszedłem, ponieważ szofer cały czas trzymał palący się świecznik.
-Ładna łazienka. Myślałem, że z niej nie wyjdę. - powiedziałem, gdy tylko zobaczyłem kierowcę - Ten kto tu mieszka musi być naprawdę szczęśliwy.
-To prawda. - niby potwierdził moje słowa, ale jakby bez przekonania. - Za mną. - znów szedłem za nim. Wyszliśmy z korytarza i trafiliśmy do wielkiego pomieszczenia. Rozglądałem się i na przeciwko wielkich schodów zobaczyłem wielkie drzwi. Stwierdziłem, że to było główne wejście do tego domu. Skierowaliśmy się na górę. Znów szerokie pomieszczenie. Nagle szofer stanął i o mało na niego nie wpadłem. - Posłuchaj. - nie wiem dlaczego, ale bardzo spoważniał - Teraz wejdziesz w ten korytarz i pójdziesz cały czas prosto aż dojdziesz do drzwi. W pokoju będzie czekał panicz. - miałem wrażenie, że już nic więcej nie powie, więc chciałem o coś spytać, jednak nie pozwolono mi - Dam ci jedną radę, chłopcze. Nie sprzeciwiaj się paniczowi. Cokolwiek by się nie działo. Weź sobie to do serca, a może kto wie, będziesz prowadził udane życie. - nie wiem dlaczego, ale zacząłem się bać. - Idź już. Panicz na pewno się niecierpliwi. - zrobiłem co powiedział. Przeszedłem przez długi korytarz, który na szczęście był lekko oświetlony no i znalazłem się przed drzwiami. Przełknąłem salinę i zapukałem dwa razy.
-Proszę. - w tym głosie było coś znajomego, ale pewnie mi się tylko wydawało. Wszedłem i zamknąłem drzwi. Wnętrze było oświetlone jedną lampą naftową, która stała na biurku. Rozejrzałem się. To pomieszczenie miało jakby dwa człony jednak nie było oddzielone ścianą. Po lewej stronie stało łóżko. Po prawej gablota z książkami i innymi rzeczami. Przede mną natomiast stało biurko, a za nim fotel. - W końcu do mnie przyszedłeś, Ichigo. - fotel zaskrzypiał i powoli odwrócił się w moją stronę. Ten widok... Trochę się przestraszyłem, ponieważ pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. Biała cera i żółte oczy. Niespotykane. W dodatku sposób w jaki na mnie patrzył przyprawiał o dreszcze. Miałem złe przeczucia. Chwilę wymieniliśmy spojrzenia. W końcu wstał i skierował się w moją stronę. Ja natomiast cofałem się do momentu aż trafiłem na ścianę. Przylegałem do niej. On natomiast podszedł do łóżka i usiadł na nim. Nie wiedziałem co myśli, co zamierza. Z jego twarzy nie można było nic wyczytać. Był zamkniętą księgą. Emanował z niego dziwny spokój, który we mnie wzbudzał zaniepokojenie. Czułem jego wzrok, a zarazem nieobecność. - Podejdź. - zawahałem się, lecz coś mi mówiło, że lepiej być posłusznym. Niepewnie, ale w końcu podszedłem i stanąłem przed nim. Wolałem robić co każe, ponieważ się bałem o siebie i o Inoue. Nagle chwycił mnie za rękę i rzucił na łóżko, po czym usiadł na mnie. Leżałem w bezruchu wymieniając z nim spojrzenie. Niespodziewanie jego zimna dłoń zaczęła gładzić mnie po policzku. Po chwili zjechał w dół. Rozwiązał moje obi i odkrył tors. Potem zaczął osuwać dłoń po mym ciele sprawiając, że drżało. Robił to delikatnie i bez pośpiechu, jakby starał się zapamiętać ten moment na długo. Przestał. Pomyślałem, że to koniec, ale on ściągnął swoją koszulę i rzucił ją w ciemny kąt. Następnie rozpiął sobie spodnie. Uśmiechnął się tajemniczo, po czym nachylił nad moim uchem i wyszeptał. - Jeśli się nie rozluźnisz będzie bardzo bolało. - w moich oczach stanęły łzy. Nie jestem głupi. Wiedziałem co ma się zaraz stać. Zamknąłem powieki i starałem się myśleć o czymś przyjemnym, czymś dobrym. O czymkolwiek. Za chwilę mam być zgwałcony, a ja próbuję myśleć o czymś przyjemnym? Za późno. W dolnej części ciała poczułem niewielki ból, potem coraz mocniejszy i mocniejszy. Poruszał się szybko zadając mi w ten sposób wielkie cierpienie, którego pewnie nie zapomnę do końca życia. Chciało mi się płakać i głośno krzyczeć. Przed tym pierwszym nie potrafiłem się powstrzymać. Krople zaczęły spływać po moich policzkach. Pragnęłam by razem z nimi ulotnił się ból i upokorzenie. W końcu nie wytrzymałem. Błagałem, żeby przestał, lecz on nie słuchał. Miałem wrażenie, że na każdą moją prośbę przyspieszał. Nie maiłem pojęcia ile to trwało, ale modliłem się, żeby skończył. Nagle usłyszałem jego jęk i poczułem jak coś wylewa się we mnie. Okropne uczucie. Jeszcze bardziej chciałem płakać. Teraz starałem się powstrzymać, ale łzy same płynęły. W pewnym momencie poczułem, że opuszcza moje ciało. Zobaczyłem jak wstał i zapiął spodnie. Biorąc swoją koszulę spojrzał na moje ciało, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju. Chwilę patrzyłem na drzwi, ale w końcu odkręciłem się na bok i skuliłem. Chciałem po prostu zasnąć, jednak nie mogłem. Jedyne o czym myślałem to żeby pozbyć się tego z mojego ciała. Zmyć to z siebie. Ten brud...
Wiecie... Gdy dochodzi do brutalnego gwałtu krzyczą o tym wszystkie gazety, czytelnicy grzmią z oburzenia i potępiają sprawcę. Przez chwilę uwaga wszystkich ludzi skupiona jest na tragedii. A potem? Odpowiedź jest prosta. Nad sprawą zalega cisza, bo mało kto interesuje się dalszym losem ofiary i tym, dlaczego tak się stało. W moim przypadku nie było inaczej. Z tym że nikt nie zawiadomił prasy. Nikt też nie potępiał sprawcy nawet jeśli o tym wiedzieli. Po prostu przyjęto to jak coś normalnego i na tym sprawa się zakończyła.
Dziwię się samemu sobie, bo zaskakująco łatwo jest mi teraz o tym mówić. Oczywiście nie wspominam tego dobrze. Nie wiem czy znalazłby się ktokolwiek to wspominałby dobrze gwałt. Chcę tylko powiedzieć, że w tamtym momencie najstraszniejszą rzeczą dla mnie było to, że nigdy nie byłem w takiej sytuacji, gdzie tak czystko i klarownie wyłożono mi, że nie mam żadnej władzy w obecności drugiej osoby, która postanowiła mnie użyć. Jak jakiś przedmiot. Zresztą teraz nie jest lepiej. No może za wyjątkiem tego, że już tak nie dramatyzuję. Chociaż... Kiedy o tym myślę nasuwają mi się pytania typu: Ile w tym przesady? Ile zwykłego ludzkiego cierpienia spowodowanego przemocą? I ile razy jeszcze będę musiał rozłożyć przed nim nogi, żeby to się w końcu skończyło?!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz