wtorek, 18 czerwca 2013

Klatka 5


Jak już pewnie zauważyliście notki pojawiają się zazwyczaj w piątek albo niedzielę. Nie wiem dlaczego tak jest, ale te dni jakoś mi pasują.
I taka prośba do wszystkich czytających. Zaglądajcie czasem do szerokiej listy. Nigdy nie wiadomo ile dodam części.

A teraz na temat.
5 i 6 część nie są o Ichigo, ale to co przeczytacie dzieje się równolegle z jego wsopmnieniami. Muszę też powiedzieć, że Grimmjow i Ulquiorra odegrają tutaj znaczą rolę, jednak nie będę o nich za często wspominać, bo głównie chodzi o Ichigo i jego włściciela. 
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

-Nie sądzisz, że trochę przegiąłeś? - Nnoitra podszedł do niebieskowłosego, który siedział na krześle wciąż zastanawiając się jak mógł przepuścić taką okazje i nie zabić tamtego szczeniaka. W dodatku teraz już na pewno nie będzie mógł tego zrobić, bo młody stał się własnością kogoś, z kim lepiej nie zadzierać. A to znaczy, że chcąc nie chcąc będzie musiał odpuścić.
-Daj mi to. Już tydzień jestem na głodzie. - syknął wstając z fotela. Następnie wyjął z kieszeni pieniądze i wręczył je czarnowłosemu, który z uśmiechem przyjął kasę. W odpowiedzi wręczył mu kilka saszetek białego proszku.
-Tylko nie zużyj wszystkiego od razu. Jesteś dość wybredny, a ten środek nie leży na ulicy. Załatwienie go trochę mnie kosztowało. - Jaegerjaquez nic nie odpowiedział tylko szybko wziął towar i podszedł do drzwi. - Grimmjow... - niebieskooki się zatrzymał. - Ulquiorra przyjechał.
-No i co? - burknął nie mając najmniejszej ochoty o tym gadać.
-Skoro on tu jest to może Aizen coś zamierza. Myślisz, że chce nas z powrotem u siebie? - niebieskowłosy odwrócił się w stronę Nnoitry.
-Mam gdzieś Aizena i jego bandę! - stwierdził podniesionym głosem - Nie zamierzam już więcej dla niego pracować. - ostatnie słowo przypieczętował głośnym trzaśnięciem drzwi. Jiruga przez chwilę stał nieruchomo zastanawiając się czy aby nie pójść za nim i nie powiedzieć mu jeszcze jednej ważnej rzeczy, ale ostatecznie postanowił to zrobić kiedy indziej. Może nawet po fakcie. Jednakże przypomniał sobie, że ma coś bardzo ważnego do załatwienia i nie zwlekając zaczął działać.

Grimmjow wyszedł tylnymi drzwiami. Budynek był na ogół ponury, ponieważ nikt o niego nie dbał. W dodatku znajdował się na pustkowiu. A że zazwyczaj byli tu tylko przetrzymywaniu ludzie, którzy w niedługim czasie mieli wyładować w jakichś lokalach, organizator tego wszystkiego stwierdził, że upiększanie takiego miejsca to tylko strata czasu i pieniędzy. Niebieskowłosy zaczął się śmiać, bo chociaż Aizen sterował tym wszystkim to nie można go było tak po prostu o coś oskarżyć. A nawet jeśli to prędzej lądowało się w więzieniu niż zdążyło się cokolwiek powiedzieć na jego temat. W końcu to premier Japonii. Aż dziw brał, że ktoś taki na boku handluje ludźmi. A jedynym, który zapewne zna jego prawdziwe powody był Ulquiorra.
-Pieprzona ciota! - krzyknął z impetem uderzając pięścią w budynek. Liczył na to, że już nigdy go nie spotka, a tu nagle jak gdyby nigdy nic pojawia się i jak zwykle musi wszystko zepsuć. Jaegerjaquez zaczął walić ręka o ścianę. Robił to gwałtownie i z każdym uderzeniem czuł jak jego kości szczękają. Ale nie dbał o to. Był tak wnerwiony, że mógłby rozpierdolić wszystko dookoła i jeszcze trochę. Ale traf chciał, że nic tutaj nie było oprócz tego jednego koszmarnie niezadbanego budynku. Teraz uderzył na tyle mocno, że poczuł przenikliwy ból ręki. Zrobił kilka kroków do tyłu i spojrzał na swoją
zakrwawioną rękę. - Kurwa. - stwierdził i pomyślał, że lepiej się tym zając. Zdrową ręką sięgnął do kieszeni, w której miał nadzieję znaleźć jakąś chusteczkę czy coś w tym rodzaju, jednak nic podobnego nie było oprócz saszetek, które włożył tam wcześniej. Wkurzył się i niedbale wyjął dłoń z kieszeni tym samym sprawiając, że jedna z torebeczek upadła z ziemię. - Cholera. - mruknął pod nosem i schylił się po swoją własność, jednak uprzedziła go w tym inna dłoń.
-Wciąż bierzesz to paskudztwo, Grimmjow. - niebieskowłosy powoli się wyprostował.
-Ulquiorra... - powiedział prawie przez zaciśnięte zęby. W tej chwili bardzo żałował, że nie ma przy sobie broni. - Po kiego przywlokłeś tutaj swoją pedalską facjatę? - spytał wydzierając mu saszetkę z ręki.
-Aizen-sama mnie przysłał. - powiedział spokojnym tonem nie zwarzając na obelgę - Powinieneś się domyślić po co.
-No proszę. - zaśmiał się - Dalej potulnie wykonujesz rozkazy tej kanalii? - normalnie zielonooki nie pozwalał komukolwiek obrażać swojego przełożonego, ale teraz wyjątkowo zignorował to ponieważ coś przykuło jego uwagę.
-Twoja dłoń... - zaczął patrząc na zakrwawioną rękę Grimmjowa.
-To nic takiego. - powiedział nadzwyczaj spokojnie chcą ją schować do kieszeni, jednak czarnowłosy mu nie pozwolił chwytając go za nadgarstek.
-Jeśli nic z tym nie zrobisz nie będziesz mógł prowadzić.
-A co cię to w ogóle obchodzi?! - warknął i szarpnął swoją ręką tym samym sprawiając sobie ból, co potwierdził grymas twarzy.
-Pokaż mi to. - ponownie ujął dłoń Grimmjowa i zaczął sie jej przyglądać. Niebieskowłosy stał chwilę w zdumieniu, ale szybko mu przeszło kiedy pomyślał o tym co kiedyś stało się miedzy nimi. Na samą myśl się wkurwiał i teraz nie było inaczej. Momentalnie chwycił Schiffera za bety i przyciągnął do siebie. - Uraziłem twoje uczucia? - spytał zupełnie nie wiedząc o co chodzi niebieskowosemu.
-Nie udawaj idioty. - powiedział jeszcze bardziej wzmacniając uścisk - Wiem po co naprawdę tu jesteś.
-Nie pochlebiaj sobie. - odparł już mniej przyjacielskim tonem niż chwilę temu - Tamto nie miało znaczenia.
-Więc po co do cholery jasnej się pojawiłeś?
-Już mówiłem. Aizen-sama mnie przysłał.
-A ja mówiłem, że nie chcę cię więcej widzieć. - zielonooki już nic nie odpowiedział. Nie miał najmniejszego zamiaru wdawać się w kłótnie ze swoim rozmówcą. Poza tym przekazał mu to co miał do przekazania, więc nie było powodu, żeby tutaj dłużej z nim tkwić.
-Puść. - rozkazał na co Jaegerjaquez jeszcze bardziej się wkurzył. Zieleń spotkała się z błękitem, którego właściciel miał ochotę ukatrupić czarnowłosego. W dodatku ten patrzył mu głęboko w oczy swoim przeszywającym wzrokiem. Nienawidził tych oczu. Ale jeszcze bardziej nienawidził ich posiadacza. Nagle jego rękę przeszyła fala bólu przez co puścił Ulquiorrę, który poprawił swoje ubranie, po czym zniknął niebieskowłosemu z oczu.
Grimmjow teraz już chyba tylko tak dla zasady kopnął w te drzwi o mało nie wyrywając ich z zawiasów. Potem oparł się o ścianę i powoli po niej osuwając wylądował na ziemi. Odchylił głowę to tyłu i zamknął oczy. Chciałby być już w swoim pokoju i wziąć do ręki swoją ulubioną rurkę do wciągania narkotyków. Oddałby za to wszystko gdyby tylko mógł teraz coś wziąć. Ale nic straconego. Na szczęście oprócz podziemia, w którym byli przetrzymywani ludzie i wielkiego baraku, na samej górze budynku były pomieszczenia przeznaczone dla pracowników. Grimmjow postanowił udać się do jednego z nich i coś wziąć, bo myślał, że zwariuje. Niby tak sobie postanowił, ale jakoś nie chciało mu się ruszać. Siedząc pod ścianą przypomniał sobie dzieciństwo, a właściwie czasy kiedy miał te naście lat. W szkole zawsze siedział w jakimś spokojnym miejscu pod ścianą, żeby nie musieć znosić natrętów. Ale i tak wdawał się w bójki. U dyrektora bywał częściej niż w klasie. Głównie obrywał za bijatyki i jak to kiedyś stwierdził dyrektor szkoły "publiczne obnażanie się". Takie stwierdzenie było spowodowane tym, że niebieskowłosy zawsze nosił rozpięte koszule. Nie dlatego, żeby szpanować klatą czy dlatego, że to go kręciło. Po prostu od dzieciństwa miał taki nawyk. I nawet nie zamierzał go zmieniać, co trochę utrudniało mu życie, ale nie był niewolnikiem systemu, więc olewał co kto o tym myśli. Na szczeście w jego pracy nikt się nie czepiał. Nie to co w szkole. Może to z tego powodu nie miał kolegów, a tym bardziej przyjaciół. Nawet jeśli się z kimś spotykał to tylko po to, żeby zająć sobie czas. Ale był również popularny. Wszystkie dziewczyny latały za nim i przez to inni chłopcy go nie znosili z czego wynikała zatargi, które zwykle on wygrywał. Czas mijał, w końcu zdał szkołę i poszedł na studia. Tam znalazł sobie kumpli, którzy mu odpowiadali. W dodatku byli w stanie załatwić coś czego chciał spróbować. Już dawno o tym myślał. Słyszał, że to odlot i takie tam. Nie było problemu. Kiedy im o tym powiedział narkotyki dostał na drugi dzień. I jak na dilerów przystało pierwsza działka standardowo za darmo. Od tamtej pory Grimmjow wszystko załatwiał dragami. Oczywiście w między czasie urozmaicał sobie życie alkoholem i kobietami. Rzucił studia szybciej niż zaczął na rzecz znalezionej zajebiście dobrze płatnej pracy, co już zasługiwało na spory plus, zwłaszcza, że za coś musiał kupować środki odurzające. Tam poznał Starrka, Nelliel, Harribel, Nnoitrę, Szayela, Hisagiego, Yylfordta i Madarame. Wszyscy oni byli kandydatami na stanowisko "ochroniarzy". Oczywiście było więcej ludzi starających się o tę posadę, ale z tego co się dowiedział o przyjęciu decydowała kolejność zgłoszeń no i "widzi mi się" premiera. Kiedy już wybrano wszystkich, zorganizowano spotkanie wstępne, na którym brakowało jednego uczestnika. Owy pojawił się dopiero po kilku dniach z niewiadomych przyczyn. To właśnie był Ulquiorra, który zgłosił się jako czwarty, ale został natychmiast przyjęty. Wtedy wszyscy się zastanawiali, ale po dwóch miesiącach już każdy wiedział dlaczego. Zielonooki był jak maszyna. Zero emocji czy jakichkolwiek ludzkich odruchów w pracy. Zawsze zachowywał zimną krew i tak jakby rozkazy Aizena były świętością. Nic dziwnego, że w tak krótkim czasie został jego ulubieńcem. Ponadto jego styl bycia wyraźnie pokazywał, że nie szukał przyjaciół. Zachowywał się tak jakby reszta członków grupy nie istniała. Podobne mniemanie miał o ludziach. To pewnie dlatego zawsze był sam. Rzadko z kimś rozmawiał, a jeśli już to tylko o rozkazach Sousuke. Grimmjow doskonale pamiętał ten dzień, w którym pierwszy raz zobaczył Ulquiorrę. I już wiedział, że go nienawidzi. W dodatku ta nienawiść pogłębiła się po pewnym wydarzeniu. Wtedy pierwszy raz w życiu żałował, że ćpał. Ale mimo to nie przestał. Wręcz przeciwnie. Zaczął jeszcze bardziej, jeszcze więcej i jeszcze to nowsze produkty. Jakby o tym pomysleć to już nawet nie pamiętał co jako pierwsze znalazło się w jego nosie. Ale dałby sobie głowę uciąć, że była to kokaina. Wciągany przez nos powoli dajacy o sobie znać środek, ale zapewniajacy jakieś piętnaście minut intensywnego odlotu, za który warto zapłacić każde pieniądze. Grimmjow natychmiast podniósł się z ziemi. Przez te wspomnienia zachciało mu się jeszcze bardziej ćpać. Niezwlekając udał się z powortem do budynku, w poszukiwaniu jakiegoś zacisznego miejsca.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz