czwartek, 20 czerwca 2013

無月


Na początku chcę zaznaczyć, że z grudniem to nie był blef, ani troll. Naprawdę czuję, że potrzebuję jeszcze przerwy. ALE... z racji tego, że posypały się sprzeciwy i trochę mam takie uczucie, że to opowiadanie Wam się nie spodoba (może nie po pierwszej cześci, ale po drugiej XD) postanowiłam dodać chociaż pierwszy rozdział... Tak na spróbowanie.

Teraz o tytule: 無月 - odczyt tych znaków to 'mugetsu', co znaczy 'bezksiężycowe niebo'. Oczywiście, jak się domyślacie, tytuł pochodzi od ataku Ichigo po przybraniu formy Ostatecznej Getsugi Tenshou. Nie bez pszyczyny dałam taki tytuł, ale dlaczego to zrobiłam dowiecie się w kolejnych częściach opowiadania :)

PS: Wiem, że tytuł w znakach może być utrudnieniem, ale nie martwcie się. Jeżeli tytuły opowiadań będą w kanji to zawsze napiszę czytanie i i tłumaczenie. A te kanji to stąd, że staram się ich nauczyć i pomyslałam, że dzięki temu będę miała cały czas z nimi styczność.

Z racji tego, że Serek zgadła kto będzie lucyferem, dedykuję jej to opowiadanie :) Serek dedykuję Tobie to opowiadanie :)


~Sapvira, chodzi o loczek Aizena XD Nawet ciekawy pomysł z Uraharą na lucyfera, ale jego już obsadziłam w pewnej roli. Mogę zdradzić, że będzie stał po stronie dobra.

A, i tutaj takie ostrzeżenie: to opowiadanie jest (momentami) brutalne, pojawiają się tutaj cyniczne, ironiczne, sarkastyczne teksty i treść, która może kogoś obrazić, dlatego czytacie na własną odpowiedzialność :)

No to zaczynamy od piekła...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Piekło, najgłębsza warstwa, posiadłość szatana

Szedł korytarzem ze swoim standardowym uśmiechem. W sumie dzisiaj on odwzerciedlał jego uczucia. Był zaciekawiony tym co usłyszał od pewnych demonów. Osobiście uznał to za coś, interesującego, więc postanowił przekazać samemu szatanowi tę wiadomość. A może raczej plotkę. No i był ciekaw co pan piekieł na to powie. W końcu nie często zdarza się tutaj taki fenomen. Tylko szkoda, że Lucyfer urzędował na takich głębinach. Trochę zajmowało dotarcie do jego pałacu. A może tylko tak mu się wydawało, bo zawsze w nim bywał, a do szatana musiał pokonać tylko jeden korytarz. Ale niedawno musiał pojawić się na wyższych poziomach piekła, abyzająć się przyjęciem nowych potępionych dusz. I niestety nie mógł zostawić tego innym demonom, bo te od razu zaczęłyby je torturować, co swoją drogą i tak by nastąpiło, z czego całe piekło będzie się cieszyć. Jednak gdyby on mógł coś doradzic demonom to powiedziałby, żeby zostawiać takie dusze samym sobie, aby trochę pocierpiały z powodu własnych błędów i tym, że przez całą wieczność będą w piekle, a dopiero potem zacząć ich torturować. Uśmiechnął się do siebie. Pewnie demony, które przywitają nowych nie będą się z nimi patyczkowac.ć. No ale w końcu to piekło. Z taką myślą dotarł do drzwi prowadzących do szatana. Kulturalnie zapukał, po czym wszedł do środka. Tak jak przypuszczał w pomieszczeniu panowała zupełna ciemność.
-Co cię do mnie sporowadza, Gin? - usłyszał głos a na ścianach zapłonęły pochodnie.
-Przyszedłem, żeby podzielić się z tobą pewną nowiną. - odparł patrząc na jeden z ogni. Zupełnie nie rozumiał po co była ta tajemnicza i mroczna otoczka i siedzenie w ciemności.
-Mam nadzieję, że to coś ważnego. - powiedział podnosząc się ze swojego tronu. Potem podszedł do stołu i wziął do ręki kieliszek z winem - Słucham cię, Gin. - przypomniał mu się, widząc, że jego podwładny nic nie mówi, a potem przystawił szkło do ust, żeby się napić.
-To tylko plotka. - wyjaśnił na wstępie - Podobno jeden z naszych demonów spotyka się z aniołem. - na to szatan zatrzymał dłoń i odsunął kieliszek.
-Co masz na myśli mówiąc "spotyka się"? - dał do zrozumienia podwładnemu, żeby sprecyzował znaczenie swych słów.
-"Są w sobie zakochani". - Lucyfer spojrzał na niego i zobaczył na jego twarzy dziwny uśmiech, jakby zadowolenia.
-To niedobrze, Gin. - skomentował tę sytuację. Miłość między demonem i aniołem nie powinna mieć miejsca.
-W rzeczy samej. - przytaknął - Czy w takim razie mam powołać twoją gwardię, żeby zajęła się tą sprawą?
-Narazie nie.
-Jesteś pewien? Z tego może zrobić się niezły bałagan. A tego byś nie chciał, prawda, panie piekieł?
-Owszem. Ale jak sam powiedziałeś, to tylko plotka.
-Każda plotka ma w sobie ziarno prawdy.
-Nie zapominaj gdzie jesteśmy, Gin. - przypomniał mu.
-No tak. - przytaknął. W końcu byli w piekle. A od kiedy "prawda" tu istnieje? - To ja już pójdę. - zainformował, a potem skierował się do drzwi. Zaraz po tym do uszu Lucyfera dotarły głośne krzyki. Uśmiechną się. Najwyraźniej jego podwładni bardzo dobrze się bawili.

-Proszę nie! - zaczął błagać demona stojącego przed nim - Nie! - ledwo podniósł się z ziemi i zaczął uciekać.
-Myślisz, że możesz uciec? Stąd nie ma ucieczki. - przypomniał tak na wszelki wypadek, gdyby potępiony zapomniał gdzie się znajduje.
-Ratunku! Ratunku! - powtarzał biegnąc przed siebie. Starał się robić to najszybciej jak mógł, ale miał wrażenie, że z każdym krokiem jego ruchy coraz bardziej się spowalniały. A demon był tuż za nim. Co dziwne tylko szedł. Naprawdę wolno, więc jakim cudem tak szybko go doganiał? Przerażony tym faktem jak i zarówno wyglądem swojego prześladowcy ciagnącym za sobą jakieś dziwne narzędzie, pewnie służące do tortur, starał się uciec, chcociaż nawet nie wiedział dokąd. Wszędzie była jakś pustka. Zdawało się, że tu nic nie ma. Tylko jałowa ziemia a na niej potępione dusze wijące się w agonii. Im dalej biegł tym jego oczy napotykały makabryczne obrazy. W tym jak jakieś ptactwo, które wyjadało wnętrzości z dziwnie poskręcanego ciała. Na ten widok go zemdliło.
-Po... - gdy to usłyszał spojrzał przerażony na leżące ciało. Myślał, że jest martwe. - Pomóż mi... - wydusił z ledwością starając się poruszyć swoją powyginaną reką.
-Nie... - odparł robiąc krok do tyłu. Nawet nie miał zamiaru dotykać się to tego, prawie już, trupa. O ile tutaj w ogóle można umrzeć.
-Proszę...
-Nie! - wrzasnął i odwrócił sie, żeby uciec. Ale uniemożliwiono mu to.
-Ładnie tak odmawiać pomocy poszkodowanemu? - zapytał stojąc wprost na niego.
-Zostaw mnie! - wrzasnął przerażony i zaczął uciekać - Zostaw! - powtórzył mając nadzieję, że to coś da. Jednak się mylił. Drogę zablokował mu demon. Potępiony cofnął się o krok. Zrobił to dość niefortunnie. W konsekwencji upadł na ziemię. - Nie... - wydukał a z jego oczu poleciały łzy. Nie chciał cierpieć. - Ratuj... - powiedział cicho starając się jak najbardziej oddalić od demona - Ratuj... Boże...
-Bóg? - powtórzył stawiając nogę na jego klatce piersiowej - Tu nie ma Boga. - uświadomił go z uśmiechem na twarzy. To było takie zabawne gdy potępione dusze nagle doznawały jakiegoś oświecenia i zaczynały wierzyć, że Bóg istnieje. Tylko teraz było już na to trochę za późno. Potępionemu zwężyły się źrenice z przerażenia. Te słowa wyryły się w jego umyśle nie pozostawiając mu żadnej nadzieii. W dodatku oczy demona, który przygniatał go nogą, tylko potwierdzały ten fakt. Fakt, że nikt mu nie pomoże...

-Kurwa. - stwierdził spluwając w dół. Zajebiście się nudził. W miejscu, które mu przydzielono prawie nikogo nie było. A potępione dusze żadko zostawały tutaj zsyłane, więc torturować też nie było kogo. Za wyjątkiem potępieńców, którymi się już zajął. Dlatego chciał się przenieść na wyższy poziom, gdzie coś się dzieje, ale Lucyfer się nie zgodził. Zajebiście go tym wkurwił. Powinien go zabić. Poza tym była jeszcze jedna sprawa, która zaprzątała jego głowę. Uśmiechnął się do siebie z ironią. Dlaczego myśl o nim tak bardzo go wkurzała?
-Co jest? - spytał pojawiając się obok swojego znajomego.
-Gówno. - odburknął zdenerwowany, że ktoś mu przerywa jego rozmyślania.
-Masz rację. - przytaknął i szarpnął pocharatanym ciałem, które ciągnął za sobą.
-Po kiego je tu przyniosłeś?
-Na stos. - wyjaśnił, po czym rzucił potępionym, który wylądował na górze zmasakrowanych ciał. Niestety grawitacja nie była po jego stronie i osunął się po ofiarach na sam dół. Na dodatek odpadła mu ręka, która jeszcze chwilę temu zwisała na samej skórze. - Jak ci się nudzi, to możesz go sobie potorturować. - zaproponował czarnowłosy demon.
-Pojebało cię? - zapytał retorycznie. Niby co jest fajnego w torturowaniu zmasakrowanego ciała?
-No co? Przecież zawsze narzekasz na brak rozrywki.
-To dlatego znosisz mi tu te wszystkie mendy, którymi na dodatek jeszcze sam się zajmujesz? A ja dostaję jakieś... ochłapy?! - dodał z prenetsją.
-Jesteś jakiś przewrażliwiony. - stwierdził przewracając oczami - Dalej chodzi o niego? - zapytał z odwróconą głową.
-Nie twój interes. - odburknął.
-Czyli nie chcesz posłuchać o tym, że być może będziemy musieli zejść na ziemię.
-Bujasz! - zainteresował się. W świecie żywych był tylko kilka razy, ale zajebiście mu się tam podobało.
-Nie wiem ile jest w tym prawdy, ale podobno Lu napalił się na kogoś.
-Chce go dostać żywego czy martwego? - zapytał od razu. Dla niego liczyło się tylko to.
-To się okaże.
-Cholera. - stwierdził zdenerwowany. Gdyby to od niego zależało już byłby w świecie żywych.
-A co, zainteresowany?
-Cholernie. - odburknął udając, że go to nie ruszyło.
-Oj, Grimmjow, Grimmjow...
-No co?
-Ulquiorra.
-Zamknij się! - warknął. Sam dzwięk imienia zielonookiego go denerwował.
-Ty chyba masz jakiś kompleks.
-Jeśli nie zamkniej tego ryja, to... - urwał słysząc jakiś krzyk.
-Czy jest tu ktoś?! - obaj odwrócili głowy w stronę słyszanego dźwięku - Jest tu ktoś?! - oba demony zmarszczyły brwi. Nieczęsto mieli okazję usłyszeć głos nie wyrażający agonii. Dlatego zaciekawili się kto zawitał na ten poziom piekła. - Ej, jesteś tu, głupku?! - demony spojrzały po sobie.
-To do nas? - zapytał Grimmjow.
-A ja wiem...
-Ty głupku z niebieskimi włosami!
-Zabiję...! - zerwał się z miejsca. To ewidentnie było do niego.
-Jesteś tu?! - usłyszeli tym razem ciszej, a potem zobaczyli małą dziewczynkę idącą w ich kierunku.
-Ty, Grimmjow, to ten wnerwiający dzieciak.
-Zabiję ją.
-Ty weź w ogóle daj sobie na wstrzymanie.
-Po cholerę tu przylazłaś?! - warknął całkowicie ignorując jego słowa.
-Starrk chce cię widzieć.
-To niech se Starrk tutaj przyjdzie. - powiedział zdenerwowany.
-To ty idź do niego.
-Sama sobie idź.
-Idiota.
-Ty mała...
-Luzik. - powiedział zatrzymując niebieskowłosego ręką.
-Puść mnie! Chce ją zabić!
-Grimmjow...
-Zabije ją!
-Tak, a potem Starrk ci jebnie i tyle z tego będzie. Spoko, Grimmjow zaraz przyjdzie. - zwrócił się do dziewczynki.
-Nnoitra... - zaczął wkurzony. Jakim prawem demon decyduje za niego?
-Aha. - powiedziała, po czym zniknęła.
-Nnoitra... - powtórzył czekając na wyjaśnienie.
-I tak nie masz co robić. - wyjaśnił.
-W sumie... - przytaknął mu. Może jednak Starrk powie coś ciekawego. To i tak lepsze niż siedzenie tutaj i patrzenie na głupią stertę zmasakrowanych ciał.
-Wiesz co? Zabiorę się z tobą. - powiedział nagle Nnoitra. Sam był ciekaw o czym Coyote chce pogadać z Grimmjowem. Tak więc obaj udali się do kolegi-demona...

-A jednak. - stwierdził z uśmiechem, gdy usłyszał to co powiedział Starrk. Tak właśnie myślał.
-Zajebiście. - potwierdził Grimmjow. Na to właśnie czekał.
-A tak z ciekawości... - kontynuował Nnoitra - Czy to ktoś ważny? - zapytał z ciekawości. Chciał wiedzieć kogo tym razem ma pochłonąć piekło.
-Z tego co wiem... - zaczął leniwie - Ta osoba uchodzi za przeciętnego obywatela swojego kraju, jednak ma pewne powiązania z zaświatami.
-Kolejny, który bawi się w wzywanie duchów? - spytał z wzgardą. Takich nie lubił, bo ludzie, którzy wzywali duchy zwykle myśleli, że mają jakąś nadprzyrodzoną moc, a to gówno prawda. No ale z nimi było nawet śmiesznie, bo jak się do nich przychodziło to lali w gacie.
-Nie tym razem. To ktoś, kto ma rzecz, którą życzy sobie mieć nasz pan.
-Znowu jakaś zabawka?
-Nie znam szczegółów dotyczących tego przedmiotu, ale słyszałem, że ma on potężną moc. Przynajmniej z ludzkiego punktu widzenia.
-Czyli mamy zgarnąć przedmiot razem z osobą czy osobno?
-Decyzję pozostawiono nam.
-Słyszałeś, Grimmjow? Zabawimy się.
-Się wie. - przyznał z ekscytacją w głosie. Już nie mógł się doczekać zejścia na ziemię. Ale miał ochotę zrobić rozpierduchę w mieście i powybijać co do jednego nędznego człowieczka.
-To kiedy wyruszamy?
-Za trzy dni.
-Za trzy dni?! - krzyknął zawiedziony. Myślał, że wyruszą natychmiast.
-To nie podlega dyskusji. Raczej. - dodał wiedząc, że Grimmjow i tak zrobi co zechce. Tylko byleby nie zaczynał teraz jakiejś kłótni.
-Myślisz, że będę tyle czekał?!
-Myślę, że nie masz wyboru. - wtrącił się Nnoitra. Przecież to był rozkaz Lucyfera, a z nim nie ma dyskusji.
-Tsk... - prychnął zdenerwowany, a potem sobie poszedł.
-Lepiej pójdę za nim. - stwierdził Nnoitra. Znając Grimmjowa ze zdenerwowania zrobi coś głupiego albo zacznie się wyrzywać na potępionych duszach. Oba wyjścia będą warte zobaczenia.
-Myślisz, że znowu będzie to samo? - zapytała nagle Lilynette?
-Chyba tak. - odparł kładąc się na swoim łożu.
-Znów idziesz spać?
-Jestem zmęczony.
-A jesli coś się stanie? - zapytała martwiąc się, że w końcu nadejdzie ten dzień.
-Lilynette, jeśli coś się stanie... - zaczął patrząc jej prosto w oczy wiedząc co ma na myśli - ...nie budź mnie. - dokończył szybko odwracając się na bok.
-Głupek. - stwierdziła zdenerwowana, ale potem usiadła obok niego - Naprawdę... się tym nie przejmujesz?
-Gdybym się przejmował nie mógłbym spać. - na to dziewczyna podkuliła nogi i objęła je rękami.
-Starrk... Dlaczego my tu jesteśmy?
-Nie wiem... - odparł sennie.
-Po co się urodziliśmy? - teraz już spytała jakby samą siebie, chociaą liczyła na odpowiedź towarzysza, jednak ten milczał. - Dokąd zmierzamy? - zadała kolejne pytanie - Starrk? Starrk? - powtórzyła patrząc na niego. Po chwili zorientowała się, że Coyote zasnął. - No tak... - westchnęła odwracając się, po czym oparła swoje czoło o kolana. Dlaczego musieli urodzić się w tym miejscu?

-I gdzie idziesz, co? - spytał Nnoitra widząc co robi Grimmjow, chociaż i tak wiedział.
-Nie twój interes. - odburknął i ponownie kopnął w ścianę.
-Chyba nie zamierzasz zlekceważyć rozkazów Lu, prawda?
-Nie twój interes. - powtórzył i znów kopnął.
-No tak. Ty robisz co chcesz, a później to ja dostajeę opieprz. - na to Grimmjow zaczął się śmiać.
-I z czego się cieszysz, co?
-No właśnie. - powiedział wyłaniając się z ciemności. Demony spojrzały na niego. - A co wy dwaj tu robicie?
-Nie udawaj, że nie wiesz.
-Nie wiem. Przecież was nie szpieguję.
-To po co tu przylazłeś?
-Spacerowałem i przypadkiem tutaj przyszedłem.
-Trochę dziwny ten 'przypadek'. - skomentował Nnoitra nie wierząc, że Ichimaru znalazł się tutaj przypadkiem.
-Przypadki zwykle bywają dziwne. Ale dziwniejsze jest to co widzę. Chyba nie próbujecie wymknąć się do świata żywych, bez pozwolenia Lucyfera-samy, prawda?
-Nic ci do tego. - odezwał się Grimmjow.
-Fakt. - przytaknął, a potem przeszedł obok nich, jendka się zatrzymał - Ale... - znów spojrzał na nich - To byłoby niedobrze dla was gdyby Lucyfer-sama się o tym dowiedział, prawda? - oba demony spojrzały na niego. - Nie róbcie takich groźnych min. Nie powiedziałem przecież, że coś mu powiem, prawda?
-To się okaże...
-...zaryzykujecie? - spytał, a potem się odwrócił i zniknął w ciemnościach.
-Pomiot szatana. - stwierdził Nnoitra - To co? Odpuścisz sobie? - Grimmjow nic nie odpowiedział tylko odszedł. W sumie teraz byłoby mu nie na rękę udanie się do świata żywych, bo głupi Ichimaru mógł go sypnąć, a jak szatan się dowie to będzie przejebane na całej lini, dlatego narazie postanowił odpuścić. Co nie znaczy, że zrezygnował. Po prostu załatwi to inaczej.
-I to by było na tyle. - stwierdził widząc jak Grimmjow znika. A potem zaczął się zastanawiać, na którą warstwę piekła przejść. Był już na tylu, a wciąż nie mógł znaleźć odpowiedniego kandydata na swojego sługusa. Tych, których miał już dawno pozabijał, bo go wkurzali. Tym razem chciał znaleźć kogoś fajnego. Z taką wizją udał się na kolejną warstwę piekła...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I tak szczerze. Co o tym myślicie? W sumie powinnam o to zapytać dopiero po drugim rozdziale, ale teraz pytam o pierwsze wrażenie.
PS: Proszę się przygotować emocjonalnie na następny rozdział. Będzie szokująco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz