wtorek, 18 czerwca 2013

Pan i Władca XXIX


Ichigo wbiegł do domu i popędził na górę. Że też dzisiaj musiał zapomnieć swojej odznaki. Będąc wpokoju otworzył szufladę biurka. Odznaka leżała obok klucza, który dostał od Shiro. Jeszcze nie wymyślił co z nim zrobić. Wziął odznakę i przyłożył ja do piersi, po czym opuścił swoje ciało. Równie szybko wyskoczył przez okno i spotkała go kolejna niespodzianka. Przed nim stanęli Isshin i Rukia. Nim Ichigo zdążył zareagować za nim otworzył się Senkaimon.
-Idź. - powiedział ojciec.
-Tato... - nie skończył, bo został wepchnięty do środka. Rukia skinęła głową w stronę mężczyzny, po czym poszła za chłopakiem. Naprawdę była wdzięczna ojcu chłopak za to, że zdecydował się jej pomóc. Kiedy tylko o tym usłyszał pierwszą osobą, o której pomyślał był właśnie jego syn.

Oboje już byli w Soul Society. Dziewczyna wyjaśniła mu wszystko. Ichigo zdenerwował się, że od razu go nie poinformowano, ale nie powiedział o tym Rukii. Jej zdołowana mina nie pozwalała mu na to. Poza tym uważał, że nerwy nic tutaj nie pomogą. Teraz najważniejsze było znalezienie Renjiego. Aczkolwiek chłopak najpierw chciał się dowiedzieć co z Byakuyą. Zresztą nie uważał, żeby czerwonowłosy zaraz potrzebował pomocy. Wierzył, że Renji sobie poradzi i nic mu nie będzie. Razem z Rukią poszli do Unohany, jednak nie było dane im z nią porozmawiać. Isane, która odbywała straż przed drzwiami oznajmiła, że nikt oprócz pani kapitan nie może tam wejść. Nawet ona. Taka decyzja zapadła zaraz po tym, jak szlachcicowi się pogorszyło. Co prawda Retsu wątpiła żeby to przez pracowników, którzy doglądali go, ale na wszelki wypadek postanowiła dopuszczać do głowy klanu tylko siebie.
-To znaczy, że... - zaczęła Rukia ze łzami w oczach. Przed chwilą dowiedziała się od Isane, że nawet nie wiedzą czy Byakuya przeżyje do jutra. - Nii-sama...
-Przykro mi.
-Nic mu nie będzie. - powiedział stanowczo Ichigo. Nie wierzył, że Byakuya tak po prostu umrze i zostawi Rukię. To nie w jego stylu.
-Ichigo... - zaczęła zrezygnowana. Nie wiedziała skąd ten entuzjazm u chłopaka. Przecież słyszał co powiedziała Isane.
-Zajmijcie się nim. - w jego głosie dało się wyczuć tryb rozkazujący - My idziemy po Renjiego. - ruszył przed siebie, ale nagle się zatrzymał, po czym odwrócił głowę - Nie idziesz? - zwrócił się do Rukii. Dziewczyna musiała przyznać. Była w szoku. Przecież Ichigo znał powagę sytuacji. Na pewno wiedział, że możne dojść do najgorszego, a mimo to w jego oczach można było dostrzec niezachwianą wiarę. Właśnie to zrozumiała. Przecież Byakuya jest jej bratem. Jedyną rodziną jaką miała. Więc dlaczego go skreśla? Patrząc na postawę Ichigo poczuła, że nie może się poddać. Odnajdzie Renjiego i gdy tylko Byakuya wyzdrowieje opowie mu o wszystkim. Teraz już z uśmiechem na twarzy dołączyła do chłopaka, po czym oboje ruszyli odnaleźć przyjaciela.
-Co o tym myślisz? - spytała Unohana wychodząc z pomieszczenia. Nie miała zamiaru podsłuchiwać. Drzwi przepuszczały dźwięk bardziej niż myślała. Powinna szybko to zgłosić. Byakuya potrzebował ciszy.
-Powinnyśmy zawiadomić głównodowodzącego. - wiedziała, że to powinna teraz zrobić. Aczkolwiek w jej sercu również zapaliła się iskra nadziei. Zresztą nie tylko w niej. Unohanę również coś ruszyło. Co prawda jako medyk podchodzący do spraw leczenia ze spokojem i logiką była pewne, że Byakuya umrze. Momentami zastanawiała się jak to możliwe, że jeszcze tego nie zrobił. Nie powiedziała o tym Rukii tylko dlatego, żeby jej nie załamałać. Ale mimo, iż nie widziała wielkich szans na przeżycie, to po usłyszeniu Ichigo sama zaczęła wierzyć, że los kapitana 6 Oddziału może ulec zmianie. Ale czy sama wiara wystarczy?

Zszedł na dół do głównej sali gdzie powinni być jego towarzysze. Jednak zastał tam tylko jednego. Osobiście było mu to na rękę. Właściwe po niego tutaj przyszedł. Szkoda tylko, że chłopak spał, a z tego co się wszyscy przekonali źle znosił pobudki. Zwłaszcza te w środku nocy. Ale czas naglił. Cicho stąpając po podłodze podszedł do kanapy, na której spał młody. Delikatnie usiadł obok niego ,po czym położył dłoń na jego ramieniu.
-Obudź się. - powiedział łagodnym tonem lekko nim ruszając. Chłopak obudził się, po czym przetarł zaspane oczy.
-Senritsu. - powiedział gdy już widział wyraźnie - Dlaczego mnie budzisz? - spytał bardzo poważnym tonem. Kijitsuteki wiedział, że nie oznacza to nic dobrego. Może i Otome był dzieckiem, ale kiedy ujawniało się jego prawdzie "ja" można było spodziewać się najgorszego. Aczkolwiek mężczyzna nie bał się go. Żaden z towarzyszy nie uważał go za niebezpiecznego szalonego dzieciaka. Właśnie dlatego kilka lat temu zdecydowali się wziąć go pod opiekę tym samym ratując go przed śmiercią.
-Zakyū, chcę żebyś coś zrobił. - kiedy chłopak to usłyszał rozpromienił się. Jego oczy znów przybrały dziecięcy słodki wygląd. Zwykle nikt nie dopuszczał go do zadań tłumacząc się niebezpieczeństwem, ale gdy tylko chciano żeby pomógł od razu się zgadzał. Szybko zerwał się z łóżka. Zaczął biegać w kółko szukając swojej peleryny jednak nigdzie jej nie było. Zdenerwowany stanął w miejscu.
-Senritsu, widziałeś gdzieś...? - nie skończył, bo przed jego oczami pojawiła się zguba - Dzięki. - powiedział radośnie, po czym szybko nałożył ubranie. - To co mam zrobić? - spytał nagląco. Nie mógł usiedzieć w miejscu. Trochę minęło odkąd pozwolono mu w czymś pomóc. Chciał jak najszybciej zabrać się do roboty.

Dokładnie wyjaśnił wszystko chłopakowi, który bez większych trudności pojął o co chodzi. Teraz obaj kierowali się do baraków 4 Oddziału. W połowie drogi Otome wziął Senritsu za rękę i mocno ją ścisnął. Nie lubił ciemności. Bał się jej, chociaż nie wiedział dlaczego. Nie przypominał sobie, żeby miał jakąś traumę z nią związaną, a mimo to czuł straszny lęk. Gdy dotarli na miejsce Kijitsuteki przystanął na chwilę, po czym rozejrzał się. W pobliżu nie było nikogo. Weszli do środka i skierowali się w stronę obranego celu. W trakcie drogi Senritsu puścił Zakyūi tak jak ustalili chłopak udał się narazie w inne miejsce. Gdy mężczyzna dotarł pod wyznaczony pokój usiadł na krześle czekając, aby osoba, która się tam znajduje już wyszła. Siedział tak kilkanaście minut aż w końcu drzwi się otworzył. Jego oczom ukazała się Unohana, która była zdziwiona widokiem niespodziewanego gościa.
-Czekałem na panią, pani kapitan. Moglibyśmy porozmawiać?
-Tak. - odparła zamykając drzwi na klucz. Oboje odeszli.

Kiedy Zakyū wyczuł, że dwa reiatsu oddaliły się na znaczną odległość podbiegł do drzwi. Szybko przyłożył do nich dłoń i zamknął oczy. Po chwili wsunął przez nie dłoń, przedramię, następnie całą rękę i w końcu całe swoje ciało. Gdy był już w środku otworzył oczy. Rozejrzał się. Pomieszczenie było dość małe. Gdzieniegdzie stały szafki z różnymi przyrządami lekarskimi. Podszedł do jednej z nich. Patrząc na narzędzia próbował zdecydować, które najbardziej nadaje się do cięcia, jednak po głębszym zastanowieniu żadne mu nie odpowiadało. Dlatego wyciągnął swojego Zanpakutō. Naprawdę się cieszył, że Senritsu pozwolił mu go użyć w razie konieczności. Zwykle zabraniano mu tego robić. Trzymając miecz w ręku odwrócił się w stronę swojego celu. Ostrożnie podszedł do łóżka, na którym leżał Byakuya. Nie wyglądał za dobrze. Może przez te widoczne cięcia na skórze. Miał ich wiele. Ale również było widać, że ledwo oddycha. Nic dziwnego skoro jego organy wewnętrzne zostały poważnie uszkodzone. Cud, że jeszcze żył. Otome delikatnie usiadł obok niego, po czym wziął jego rękę i położył ją sobie na kolanach. Potem przyłożył do niej katanę. Nakierował ją na jeden ze śladów i przejechał po nim ostrzem. Nie musiał ciąć głęboko. Właściwie tylko otworzył ranę. Szybko spojrzał na Byakuyę, żeby sprawdzić czy się nie obudził, ale szlachcic ani drgnął. Co prawda Zakyū zrobił to najbardziej delikatnie jak mógł, ale normalnie każdy by się obudził. A że Kuchiki tego nie zrobił musiało być z nim naprawdę źle. Jest jeszcze opcja, że Unohana celowo wprawiła go w taki stan, aby nie męczył się za bardzo. Tak czy inaczej było mu to na rękę. Szybko odłożył swój miecz i wyciągnął buteleczkę, którą wcześniej dał mu Senritsu. Otworzył ją, po czym wylał trochę substancji na ranę. Powtórzył czynność na wszystkich śladach na ręku szlachcica i zaczęło go to denerwować. Żeby wykonać swoje zadanie musiałby zająć się wszystkimi ranami na jego ciele a zakładał, że Byakuya miał ich bardzo dużo. W dodatku pewnie też tam gdzie mali grzeczni chłopcy nie powinni zaglądać XD. Co prawda Senritsu powiedział żeby nie przesadził i żeby nie zostawił śladów, ale chyba nic się nie stanie jeśli użyje tego. W końcu liczy się efekt. Wstał. Wziął swojego Zanpakutō, po czym wylał na niego całą zawartość buteleczki. Ciecz spłynęła po ostrzu. Zakyū objął rękojeść dwoma rękami i zwracając ostrze ku dołowi podniósł je w górę. Koniec miecza nakierował na brzuch Byakuyi.
-Oddaj mi to. - po wydaniu komendy wziął zamach, po czym z impetem wbił go w ciało pacjenta. Kuchiki odtworzył oczy i pod wpływem uderzenia wypluł krew. Ogromny ból przeszył jego i tak już obolałe ciało. Nie był w stanie się ruszyć ani wydusić z siebie słowa na temat postaci, która przed chwilą jeszcze bardziej zagłębiła w nim miecz. Nagle poczuł jeszcze większy ból, który wręcz rozdzierał jego ciało od środka. Chwilę potem jego serce zatrzymało się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz