wtorek, 18 czerwca 2013
Pan i Władca XXXIII
Nazajutrz obudził go Hanatarō, który przyniósł mu posiek. Oznajmił również, iż kapitan Unohana powierzyła mu opiekę nad Rukią i Renjim. Zapewnił też, że jak tylko będzie zgoda na odwiedziny chłopak natychmiast zostanie o tym poinformowany. Hanatarō postawił tackę na stoliku, pożegnał się i wyszedł. Ichigo tylko skorzystał z łazienki, po czym zabrał się za jedzenie. Kiedy spróboał tego co mu przyniesiono myślał, że wyzionie ducha. Na szczęście oficer przyniósł również butelkę wody. Chłopak nie mógł pojąć, który oddział preferuje aż tak ostre potrawy. Jednak nie zamierzał dochodzić kto, dlaczego i dla kogo gotował. Po prostu podziękował. Wypił tylko wodę i znów się położył. Chciał jak naszybciej zobaczyć swoich przyjaciół. W dodatku nie wiedział dlaczego wciąż nie może. Przecież porucznik 4 Oddziału powiedziała, że wszystko jest w porzadku. Czyżby coś zataiła? Ale nie dane mu było rozwodzić się nad tym. Jego myśli znów zostały zmącone. (w końcu... kolejna genialna konwersacja XD)
-Ichigo...
-Nie. - odmówił stanowczo.
-Lodowaty kosz. - podsumował tę szorstką odmowę chłopaka. Ale nie zamierzał zrezygnować. - Jesteś mi coś winien. - oznajmił. Kurosaki domyślił się o co chodzi, aczkolwiek był innego zdania.
-O ile dobrze pamiętam sam się na to zgodziłeś.
-Co nie znaczy, że nie musisz płacić.
-Właśnie to znaczy. - odparł pewnie.
-Spłacisz swój dług po dobroci, albo inaczej pogadamy. - zagroził.
-Dobra. - zgodził się ponieważ wiedział, że Shiro tak łatwo nie zrezygnuje. No i miał pewnien pomysł na tę całą zapłatę. - Kupię ci czekoladę.
-Tylko białą. - przypomniał Hollow - Najlepiej bąbelkową. No.. w ostatecznosci może być normalna.
-Naprawdę chcesz czekoladę? - zdziwił się. Nie sądził, że Shiro tak po prostu się zgodził.
-Oczywiście, że nie. - oznajmił stanowczo podkreślając osatnie słowo - Chcę ciebie.
-Ale "ciebie" nie sprzedają w sklepach. (w sensie, że produktu o nazwie "ciebie")
-Nie bądź taki dowcipny, skarbie.
-Nie mów do mnie skarbie, słonko. - odgryzł mu się. Skarb nie kojarzył mu się z tym co trzeba i nie chciał być tak nazywany.
-Aleś ty wyszczekany. - stwierdził z lekkim niedowierzaniem. Ostatnio Ichigo za dużo sobie pozwala. Może czas przypomnieć mu gdzie jego miejsce? - Masz tu przyjsć, rozumiesz?
-Myślisz, że jak to powiesz to ja zaraz do ciebie przylecę?
-Tak, tak myślę. - przyznał.
-To się mylisz. - oznajmił stanowczo.
-No chodź, Ichi. Uszczęśliwię cię. - zapewnił.
-Nie, dziekuję. - odmówił wciąż nie wiedząc co jest z tą interpretacją szczęścia przez Hollowa.
-Będę grzeczny i w ogóle...
-Myślisz, że ci uwierzę?
-Zaryzykuj.
-Nie interesuje mnie takie ryzyko. - Pusty już tracił cierpliwość. Chciał widzieć truskawę teraz, zaraz, natychmiast, ale jego ofiara nie chciała przyjść. Dlatego zostało już tylko jedno.
-Ichigo, jeśli nie pojawisz się tutaj w ciągu nędznych pięciu minut to...
-Obudzili się! - obwieścił nadzwyczaj głośno wpadając do pokoju. Ichigo od razu zerwał się z łóżka i razem z Hanatarō pobiegli do sali, w której znajdowali się Rukia i Renji.
Walnął piescią w ścianę bloku. Pod wpływem uderzenia budynek zawalił się powodując duże ilości dymu. Ale to nie pomogło. Był wnerwiony. Bardzo wnerwiony. Jak Ichigo mógł to zrobic? Tak go olać. Tak po prostu go olać na rzecz jakiejś dziewuchy w czarnym kasku i farbowanego lancelocika. To... niewybaczalne. Ichigo zasłużył na karę. A kara będzie cudownie... bolesna.
Oboje siedzieli w milczeniu. Renji wciąż próbował wymyślić jakiś dobry sposób przeproszenia Rukii za swoją niemoc. Najpierw nie mógł pomóc Byakuyi, potem ją naraził na niebezpieczeństwo. Gdyby Ichigo oraz Senritsu nie interweniowali już pewnie by nie żyli. Był im wdzięczny za to, że ich uratował, ale czuł, że bardzo niekorzystnie wypadł w oczach dziewczyny. W końcu on też chciałby ją chronić.
-Rukia... - zaczął niepewnie. Wiedział co chce powiedzieć, ale jakoś trudno było mu to wydusić.
-Co się stało? - spytała poprawiając sobie poduszkę.
-Ja... - był już zdecydowany na wyznanie, jednak nie dokończył, ze względu na Ichigo, który razem z Hanatarō wpadli do środka.
-Rukia! Renji! - Kurosaki odetchnął gdy ich zobaczył. Naprawdę się cieszył, że nic im nie jest.
-I co robisz?! - czerwonowłosy wstał z łóżka - Właśnie miałem powiedzieć coś super.
-Proszę uważać, poruczniku. - odezwał się Hanatarō - Nie powinieneś się przemęczać.
-Właśnie, Renji. - przytaknęła dziewczyna - Kładź się. - Abarai nie zamierzał się kłaść, ale usiadł z powrotem na łóżku, po czym zwrócił się do Hanatarō.
-Przyniosłeś to?
-Tak. - potwierdził natychmiast i wyciągnął z torby plastikowe opakowanie. Następnie podał je czerwonowłosemu, po czym opuścił pomieszczenie. Musiał się udać jeszcze do kilku innych pacjentów.
-Patrzcie. - powiedział wyjmując ze środka kolejne szczelne opakowanie. W nim znajdował się jakiś kawałek ciemnego materiału.
-Co to? - spytała Rukia dosiadając się do niego. Ichigo zrobił to samo.
-Kawałek ubrania tego gościa, z którym walczyliśmy.
-Jak go zdobyłeś? - spytał Kurosaki. Rukia również spojrzała na niego z ciekawością.
-Właściwie to... nie pamiętam.
-Jak to nie pamiętasz?
-Nie wiem. - to też wydawało mu się dziwne. Dałby sobie głowę uciąć, że kawałek materiału należy do sprawcy, ale nie wiedział skąd go wytrzasnął. Pamiętał całe zajście aż do momentu utraty przytomności, jednak tego nie mógł sobie przypomnieć. - Mniejsza z tym. - odparł obojętnie - Teraz przynajmniej mamy jakiś trop. Złapiemy tego mordercę.
-Dobra robota, Renji. - pochwaliła go dziewczyna. Czerwonowłosy się uśmiechnął. Chyba zapulsował.
-A właśnie. - zwrócił się do Ichigo - Wiesz co z kapitanem Kuchiki? - spytał chcąc jak najszybciej otrzymać odpowiedź. Już z samego rana próbował pójść do niego, ale Rukia mu nie pozwoliła. Ten sam zakaz padł z ust Retsu. Kurosaki jednak nie odpowiedział. Hanatarō go wyręczył wpadając przez drzwi i głośno obwieszczając tym razem dramatyczną nowinę.
-Kapitan Kuchiki... Zniknął! - Renji momentalne zerwał się z miejsca i ruszył w stronę drzwi. Nim Ichigo i Rukia zdążyli go zatrzymać zniknął im z oczu. Oboje wiedzieli, co czerwonowłosy zamierza zrobić. Tylko żeby znów się w nic nie wpakował.
-Co mu się stało? - spytała wciąż patrząc na naburmuszonego chłopca.
-Nie wiesz? - zdziwił się. Przecież całe Seireitei huczało na ten temat. - Kapitan Kuchiki zniknął.
-Naprawdę? - teraz już wiedziała skąd to zachowanie małego. Otome już od samego ranka powtarzał, że Byakuya będzie mu usługiwał. Na początku potraktowała to jako żart. Zakyū miał tendencję do nazywania ludzi swoimi sługami, ale zdaje się, że chłopak mówił poważnie. Zamierzała coś z tym zrobić. Podeszła do niego
-Nie martw się. Znajdą go.
-Tylko tak mówisz. - odparł oschle zakładając ręce na klatkę.
-Kakumei. - odwróciła się do mężczyzny - Gdzie Senritsu? - spytała chcąc żeby jak najszybciej się tutaj zjawił. Tylko on potrafił poradzić coś na humory Otome.
-Tutaj. - odparł pojawiając się nagle.
-Senritsu! - krzyknął chłopak i szybko do niego podbiegł.
-Co się stało? - spytał gdy Otome wtulił się w niego.
-Nie ma Byakuyi. - odparł z żalem. Kijitsuteki domyślił się o co chodzi.
-Dlatego musisz go znaleźć. - powiedział łagodnie. Zakyū spojrzał na niego.
-Znaleźć?
-Całe Seireitei go szuka. Głównodowodzący włączył w to również nas. Ryōki też już zaczął poszukiwania.
-Naprawdę? - zdziwiła się Yuki. Od kiedy Kōsatsu przejmuje się Kichikim?
-Domyślam się, że powinniśmy do niego dołączyć. - stwierdził Kakumei podchodząc do nich.
-Jak najszybciej. - odparł Senritsu, po czym dwójka jego towarzyszy zniknęła.
-Ja też idę. - oznajmij Otome i chciał już ruszyć, ale został zatrzymany.
-Tylko nie rozrabiaj. - chłopak pokiwał głową i rozpłynął się w powietrzu. Senritsu zastanawiał się czy powinien go puszczać samego. Nigdy nie wiadomo co mały wymyśli. Na wszelki wypadek postanowił dyskretnie udać się za nim.
Gdy tylko wybiegł z baraków 4 Oddziału ruszył w stronę własnego. Jeśli dobrze pamiętał rozkład powinno w nim być co najmniej 5 ludzi. Kiedy dotarł na miejsce wdarł się do środka niczym huragan o mało nie lądując na ziemi. Rozejrzał się dookoła. Nikogo tu nie było. Zgadywał, że jeśli wieść już się rozniosła wszyscy szukają kapitana Kuchiki w tym jego oddział również. To powinno być oczywiste. Nie zamierzając tracić czasu udał się w inne miejsce, w którym mógł być poszukiwany. (to brzmi jakby Byakuya był przestępcą XD) Jednak tutaj też go nie znalazł. Spróbował gdzie indziej, jednak nie znalazł swojego kapitana. Był też w innych miejscach, ale to samo. W konsekwencji zaczął pytać każdego napotkanego przechodnia. Jednak nikt nie widział Byakuyi. Niektórzy nawet się dziwili, że on żyje. Z takimi to od razu kończył rozmowę.
Po kilku godzinnych bezowocnych poszukiwaniach usiadł na ławce. Czuł zdenerwowanie i zrezygnowanie. Nawet nie umiał znaleźć Byakuyi. A przecież on nie mógł tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu. A może ktoś go porwał dla okupu? Gdyby tak było chyba porywacze daliby o sobie znać i przedstawili swoje żądania. Ale Byakuya? Porwany? Dla okupu? Co za przestępcy najpierw usiłowaliby go zabić a potem porywali? Musieliby być conajmniej dziwni. No i kto by się odważył porywać głowę klanu Kuchiki? To chyba tylko jacyś hardcore'owcy XD. I znów z tego wszystkiego zaczęły napływać do jego głowy dziwne pomysły. Zamiast rozwodzić się nad nimi powinien wznowić poszukiwania. Kto wie, może jakimś cudem spotka swojego kapitana tuż za rogiem. Ruszył z miejsca. W trakcie biegu wpadł na pomysł powrotu do baraków 4 Oddziału i udania się do Unohany. W końcu to ona sprawowała pieczę nad Byakuyą. Skoro tylko Retsu mogła go doglądać jako pierwsza była świadkiem jego zniknięcia, a co za tym idzie może mieć ważne wskazówki co do tego zajścia.
Wybiegł z wąskiej uliczki. Na swojej drodze napotkał 11 Oddział z Ikkaku na czele. Byli wyraźnie zaabsorbowani biegiem, bo nawet go nie zauważyli. Za chwilę przewinęli się przez drogę kapitan 2 Oddziału wraz ze swoim zastępcą, chwilę potem 3 Oddział prowadzony przez Kirę. W pewnym momencie czerwonowłosy zauważył pewną prawidłowość. Wszyscy kierowali się w to samo miejsce. On też postanowił się tam udać.
Biegł cały czas skupiając się na jednym z członków 3 oddziału. Nie wiedział dokąd wszyscy się udają, dlatego nie spuszczał z niego wzroku. Nagle oddział zdecydowanie przyspieszył i zniknął za rogiem. Renji zrobił to samo postanawiając, że ich dogoni. Szybko skręcił w tę samą ulicę i niespodziewanie nastąpiło zderzenie. Czerwonowłosy upadł na ziemię, ale zaraz potem podniósł się do siadu.
-Uważaj jak... - zaczął unosząc wzrok, ale nie był w stanie dokończyć. Zamurowało go.
-Renji. - teraz jeszcze bardziej. Wciąż patrzył na osobę, w którą uderzył i nie mógł uwierzyć. - Długo będziesz tak siedział? - chłodny ton tego pytania wyrwał go z otępienia. Szybko wstał, otrzepał ubranie, ale wciąż nie był w stanie nic powiedzieć. Jednak ktoś inny go wyręczył.
-Nii-sama! - krzyknęła z niedowierzaniem, po czym szybko podbiegła do brata. Była tak szczęśliwa, że pierwsza jej myśl to przytulić się do niego, ale zrezygnowała. Wiedział, że Byakuya nie okazuje uczuć i najprawdopodobniej nie spodobałoby mu się coś takiego. Dlatego tylko się skłoniła.
-Rukia. - powiedział widząc, że dziewczynie szklą się oczy. A Renji dalej stał i wpatrywał się w Byakuyę. Domyślił się co teraz chciałaby zrobić dziewczyna i w duchu podzielał to. Był tak szczęśliwy, że sam miał ochotę przytulić kapitana. (oho, czyżby coś się świeciło? XD)
-Renji. - zwrócił się do niego - Mam nadzieję, że pod moją nieobecność wykonywałeś wszystkie obowiązki jako mój zatępca. - Abarai wrócił do rzeczywistości. Przez tę całą sprawę z zemstą zupełnie zapomniał o tym, że jest zastępcą kapitana i że każdy fukutaichō ma obowiązek zastąpić swojego przełożonego, gdy ten nie jest zdolny do pracy. W dodatku złamał pewnie z 1500100900 przepisów dotyczących opuszczanie Seireitei na własną rękę i innych szarzy mających na celu zabijanie. Jak się Byakuya o tym dowie to będzie koniec.
-Muszę... coś zrobić. - powiedział i bardzo szybko się oddalił. Szlachcic uśmiechnął się w duchu. Już od dawna wie o całym zajściu i naprawdę był ciekaw czy Renji zdąży nadrobić wszystko i czy wymyśli jakieś dobre usprawiedliwienie swoich eskapad. (niegrzeczny Byakuya XD)
-A ty, Rukia. - spojrzał na dziewczynę - Czy choć trochę poprawiłaś swoje umiejętności?
-Muszę... coś zrobić. - powiedziała i równie szybko jak czerwonowłsoy znikła Byakuyi z oczu. Kuchiki ponownie się uśmiechnął tym razem zauważalnie, po czym odwrócił i skierował do baraków 4 Oddziału. Chciał natychmiast widzieć się z Unohaną.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz